Synonimy luksusu
02.09.2024 15:37:45
W tym roku przyszło nam obchodzić dwie uroczystości z okazji lecia, dwóch reprezentacyjnych hoteli w naszym mieście: 60-lecie Hotelu Mercure i 50-lecie nieistniejącego Hotelu Polonez. Oba były synonimami luksusu, ale ten młodszy był prawdziwym oczkiem w głowie, nie tylko miasta, zarządcy sieci Orbisu, ale to była osobista sprawa Edwarda Gierka, pierwszego sekretarza PZPR. Takie hotele miały powstawać w wielu miastach.
TEKST: Juliusz Podolski
ZDJĘCIA: Archiwum prywatne
W 1972 roku ruszyła budowa i było to tempo ekspresowe. Hotel postanowiono postawić z tzw. płyty winogradzkiej. Nie było to nic innego jak tzw. wielka płyt, czyli sposób wznoszenia budynków, polegający na montowaniu ich na miejscu budowy z wielkowymiarowych prefabrykowanych elementów betonowych lub żelbetowych. Tak budowano Rataje, Winogrady, Grunwald, Winiary czy Piątkowo. Z tej płyty powstały także obiekty hotelowe: Polonez oraz hotel Poznań obecnie Novotel. Tzw. fabryka domów mieściła się tam, gdzie obecnie usytuowane jest MAKRO.
Jak bardzo zależało Gierkowi na tej inwestycji, niech świadczy fakt, że wizytował osobiście budowę dwa razy, co owocowało niezwykłym tempem. Stawiono po 40 płyt dziennie, co dawało przyrost 1 kondygnacji co sześć dni. Wielkomiejskie hotele doby Gierka, oprócz funkcji propagandowych – wyrażanych skalą, formą, usytuowaniem czy nazewnictwem – pełniły oczywiste zadania ekonomiczne. Miały kumulować dewizowy kapitał, miały być „kurami znoszącymi złote jajka”. Lux-hotele według Stanisława Lema: „Pełniły funkcję zagranicy”. Taka „zagranica” zorganizowana we własnym kraju i na własnych zasadach dawała władzom możliwości inwigilacji, podsłuchiwania, a niekiedy kompromitowania osób z różnych względów niewygodnych dla socjalistycznych elit. Kulisy działania hotelu znakomicie opisuje książka wspomnienia z lat 90. kelnerki Lidii Szańskiej (to pseudonim autorki) „Siła honoru”, która obsługiwała cynków, przywódców poznańskiej mafii. To historia prawdziwej miłości w bezwzględnym świecie wielkiej polityki i gangsterskich porachunków.
Luksus ściągał gwiazdy i polityków
Trudno wymienić, kogo tutaj nie było. Gościli m.in.: Lech Wałęsa, Ewa Demarczyk, Jerzy Urban, Violetta Villas, Adam Hanuszkiewicz, Tadeusz Łomnicki, Gustaw Holoubek, Helena Vondrackowa. Tu 7 kwietnia 1980 roku w Poniedziałek Wielkanocny wesele wyprawiał laureat Konkursu Chopinowskiego Krystian Zimmerman. Na cześć tego wydarzenia przez długie lata w menu gościł befsztyk Zimmerman. W Piekiełku do białego rana bawili ci, których kusił blichtr Zachodu i luksus oraz niecodzienni goście, jak chociażby najlepszy napastnik polski Mirek Okoński, który spędzał tu całe noce.
Zespół Budka Suflera uwielbiała tu mieszkać i tu nocowali kiedy nagrywali w Poznaniu wielkie przeboje: "Jolka, Jola pamiętasz", "Czas ołowiu" i "Noc komety". Bywali i śpiewali tu Zbigniew Wodecki, Małgorzata Ostrowska, Maryla Rodowicz. A politycy Solidarności w grudniu 1997 spotkali się na IX Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ Solidarność.
Tu także bogaci prywaciarze, badylarze przepuszczali fortuny w Kasynie, racząc się grą w jednorękiego bandytę czy ruletkę.
I ja tam bywałem…
I to nie raz, jako dziennikarz odwiedzałem to miejsce, biorąc udział w różnych imprezach: od kolacji kuchni narodowych po bliskie memu sercu Bale Sportowca Expressu Poznańskiego. Ale najmilej wspominam czasy kiedy „przepuszczałem” tam pieniądze w restauracji z moim kolegą Rysiem Dropem. Obaj byliśmy sędziami koszykówki i jak nazbieraliśmy kasę z delegacji, to szliśmy na naszą ulubioną polędwicę Polonez. Leszek Pyrzyk kucharz, który pracował tam od lat osiemdziesiątych, a teraz mimo emerytury, wciąż czynnie udziela się w zawodzie, przypomina to danie: - Był to zraz z polędwicy wieprzowej z farszem. W pierwszej wersji były to pieczarki, cebula, koncentrat pomidorowy, później wzbogaciliśmy go jeszcze o kapary. Podawany był z frytkami.
Cały bajer tego miejsca, który sobie bardzo ceniliśmy, to był serwis w stylu francuskim. Waldemar Mikołajczak, szef gastronomii mówi, że był on utrzymywany chyba najdłużej wraz z Bazarem wśród hoteli poznańskich: - Kelner najpierw wyciągał talerze z podgrzewaczy i serwował na nich potrawy gościom bezpośrednio z wózka serwisowego lub z dużego półmiska. Potrawy nakładane były w obecności gości, przy czym gość mógł wskazać, ile danej potrawy chciałby zjeść. Do nakładania używano widelce i łyżki.
Wykwintne dania
Co jeszcze można było w Polonezie skonsumować, przypomina nam szef kuchni Andrzej Nowakowski: - Wołowinę na dziko z boczkiem wędzonym. (Leszek Pyrzyk wspominał, że do sosu dodawano zielonych szyszek, co sprawiało, że danie pachniało lasem), golonka po bawarsku, pieczony bażant, słynny bażant Jean Marie z ananasem, rumsztyk Bardolani, stek meksykański, kotlet marszałkowski. Dań wykwintnych przez lata przewinęła się cała masa. Był to wynik obecności gości zagranicznych, którzy mieszkali tu nie tylko podczas targów.
Dbano także o dania typowo poznańskie. Leszek Pyrzyk wspomina golonkę po poznańsku, kaczkę pieczoną z jabłkami, majerankiem, pyzami i modrą kapustą. Inne niezwykłe smakowite danie to kaczka gotowana i duszona w sosie grzybowym. Zastanawiało mnie, skąd czerpano wiedzę o daniach innych kuchni, a także produkty. - Ze składnikami nie było problemu, ponieważ był specjalny rozdzielnik dla restauracji orbisowskich i takie dodatki, jak: imbir, trawa cytrynowa, kolendra, przyprawy, cytryny, cytrusy, były u nas dostępne bez problemu – mówi szef kuchni Andrzej Nowakowski.
A co do przepisów rąbka tajemnicy uchylił Leszek Pyrzyk: - Jedna z naszych pracownic, miała córki, które mieszkały w Anglii i one kupowały książki i wysyłały do Polski, a nasza koleżanka nam je tłumaczyła. Wtedy mogliśmy do kraty włączać dania z innych kuchni. - Gości raczyliśmy także takimi klasykami jako Tornedo a la Rossini, czyli polędwica wołowa na grzance, pasztecie. Na jednej grzance wątróbka drobiowa i jabłko, na drugiej pieczarka i do tego warzywa sezonowe. Innym specjałem był Chateaubriand, czyli gruby befsztyk, który jest wykrajany z tzw. główki polędwicy wołowej, a następnie delikatnie obsmażony i pieczony. Potrawa ta podawana była sosem bearneńskim – przypomina szef kuchni Andrzej Nowakowski.
Prawdziwa perła
Dacie wiarę, że dzięki Katarzynie Kyci, która pracowała w Polonezie, a teraz jest w Hotelu Mercure jestem posiadaczem ksero menu z datą 2 czerwca 1974, czyli z pierwszego dnia, gdy goście weszli do restauracji. Są tu takie dania jak pularda w rosole (40 zł), zraziki Sapiehy (47 zł), rumsztyk Richelieu (52 zł), sandacz z wody z masłem (26 zł), ale także w przekąskach znajdziemy pomidory (9 zł) czy flaczki wołowe z masłem (18 zł)
"Poloneziacy" są razem
Hotelu Polonez już nie ma, jest tam Dom Studencki, ale ludzie pozostali i wciąż są jedną „polonezową” rodziną. W sile ponad 100 osób stawili się na wieczorze wspomnieniowym w Hotelu Mercure. Był uśmiech, było wzruszenie, zakręciła się łezka, były wspomnienia o tych, którzy już odeszli. Bez wielkiego zadęcia, jak na prywatce u znajomych, spotkali się 22 czerwca i od razu zapowiedzieli, że chcą widywać się w przyszłości, bo osobistego kontaktu nic nie zastąpi. Przyjechali nawet spoza Polski.
Sprawcami tego niesamowitego spotkania byli Waldemar Mikołajczak, kierownik gastronomii Hotelu Polonez, a wcześniej kelner oraz Kasi Kycia obecnie pracująca w Hotelu Mercure i Hanna Biegańska. - Formuła tego wydarzenia urodziła się w październiku 2023 roku na ulicy Wspólnej dzięki dziewczynom z recepcji – mówi Waldemar Mikołajczak. - Mocno zaangażowały się w organizacje tego wydarzenia Kasia Kycia i Hania Biegańska. A na spotkaniu dodał: - Witam szczególnie koleżanki i kolegów, którzy zaczynali pracę od otwarcia hotelu. Była to ciężka harówa, by budować potęgę luksusu w Poznaniu.