Szczęście zaklęte w nerce
Laureatka renomowanych konkursów dla młodych projektantów odzieży. Projektantka, graficzka, kreatorka, krawcowa, żona i matka czwórki dzieci. Potrafi stworzyć coś z niczego, a gdy ktoś chciał się pozbyć skórzanych resztek, ona od razu wiedziała, jak je wykorzystać. Przedstawiamy Wam Liwię Marcinkowską, która od trzech lat ze strzępek skór tworzy różnobarwne nerki.
ROZMAWIA: KAROLINA MICHALAK
ZDJĘCIA: AGATA JESSE Obiektywnie
Jak zaczęła się Twoja przygoda z nerkami?
Zaczęło się od nośników zieleni, czyli wieszaków na kwiaty. Konstrukcja opierała się na sznurku, a wszystkie łączenia były wykonywane ze skóry. Resztki skór pozostały mi jeszcze po kolekcji odzieży, którą stworzyłam podczas studiów i stwierdziłam, że muszę je jakoś wykorzystać. Pomysł na wiszące kwietniki powstał z potrzeby chwili. Ponieważ moje dzieci notorycznie przewracały doniczki i bawiły się ziemią, musiałam zmienić ich lokalizację i sprawić, by były dla nich niedostępne. Pierwsze modele zrobiłam dla siebie i wrzuciłam chwalipost na mój profil na Instagramie. Pojawiły się komplementy i zapytania o możliwość zamówienia. Napisała do mnie także dziewczyna z informacją, że ma resztki skór pozostałe po produkcji obuwia i czy nie chciałabym ich przygarnąć. Ucieszyłam się i przyjęłam propozycję. Po pewnym czasie odebrałam dwa kartony zrzynek skórzanych. Były przeróżne. Kolorowe, imitujące skórę aligatora, strusia… Wszystkie piękne, ale nie wpisywały się w ideę naturalności nośników zieleni. Zaczęłam się zastanawiać, jak inaczej mogę je wykorzystać.
I tak powstał pomysł szycia nerek?
Owszem. Konstrukcja nerki składa się z małych elementów, które da się wykroić z niedużych skrawków materiału, dzięki czemu można łączyć różne faktury i kolory. Tworzę nerki już od trzech lat i w dalszym ciągu różne firmy i osoby prywatne podsyłają mi kawałki zalegających skór. Moje projekty są tak różnorodne, że jestem w stanie wykorzystać nawet najmniejszy skrawek. Coś, co komuś jest niepotrzebne, u mnie znajdzie zastosowanie i nadam mu nowe życie.
To wszystko, o czym mówisz, jest szalenie kreatywne i twórcze. Mam wrażenie, że nie wzięło się to z niczego.
Z jednej strony był to przypadek, ale z drugiej strony nie. Może tylko moment, kiedy zaczęłam szyć nerki, był przypadkowy. Ukończyłam studia wyższe na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, a jedną ze specjalizacji, którą wybrałam poza projektowaniem ubioru, było projektowanie obuwia i galanterii skórzanej.
Interesowałaś się modą od dziecka?
Rysowanie i malowanie to był mój świat. Moja mama interesowała się modą. Zawsze była dobrze ubrana, potrafiła dobierać kolory i fasony do swojej sylwetki. Razem oglądałyśmy programy modowe, a gdy odwiedzały mnie koleżanki, to bawiłyśmy się w pokaz mody. Wpadałyśmy do szafy mamy i działa się magia. Nie widziałam się wtedy w roli projektantki mody, a jako mała dziewczynka chciałam zostać architektką. Moja starsza o dwa lata siostra uprzedziła mnie w wyborze architektury, choć, co ciekawe, to ona, będąc dzieckiem, szyła na maszynie spódniczki, projektowała i wykonywała ubrania dla lalek. Tak na dobrą sprawę świadomą decyzję o modzie podjęłam dopiero w liceum plastycznym.
Czyli jesteś dyplomowanym projektantem i zdobyłaś formalne umiejętności kroju i szycia?
Tak, ale nauka kroju i szycia skupiona była na ubraniach. Teoretyczne podstawy zdobyłam, ale obróbki i szycia nauczyłam się sama. Nie konstruowaliśmy i nie szyliśmy torebek, ponieważ robili to wynajmowani przez Uczelnię kaletnicy. Metodą prób i błędów, na starej walizkowej maszynie typu Łucznik z lat 80., wypracowałam swoją technikę szycia. Na tej właśnie maszynie powstały wszystkie akcesoria skórzane do pierwszej kolekcji. Wtedy podczas szycia nie skupiałam się na technice, a raczej potrzebowałam akcesoriów, które stanowiły integralną część kolekcji, to one budowały całość i nadały jej klimat. Inspirowałam się Legią Cudzoziemską z lat 60. i tak w kolekcji pojawiła się torebka-menażka, plecak-spadochron, torebka-lornetka, torebka-chlebak noszona bokiem przypinana do szlufek spodni. Skórzane były paski, pagony, bransoletki, daszki czapek i berety. Natomiast chcąc, by nerki były fachowo odszyte, naoglądałam się setek filmików w internecie, na których podpatrywałam jak szewcy i kaletnicy pracują z tą materią.
A jak udało Ci się stworzyć warsztat pracy?
Sprzęt wyszukuję w internecie na różnych platformach zakupowych. Na filmikach instruktażowych podpatrywałam także, na czym pracują „koledzy po fachu”. Ponadto projektując nerkę, mam w głowie koncepcję, jak powinna wyglądać, co do czego przymocować, i aby coś przyciąć czy połączyć, potrzebuję różnych przyborów, dlatego mój warsztat jest zbiorem otwartym. Skóra jest wymagająca, bo nie można zrobić próbnego odszycia a później go spruć. Jak przyjrzysz się moim pierwszym projektom i porównasz z ostatnim, to zobaczysz różnicę w wykończeniu, zdobieniach, czy elementach, z których składa się nerka. Niektóre projekty pozostają na papierze, ponieważ nie jestem w stanie ich zrealizować bez odpowiednich maszyn.
Gdzie tworzysz?
Tworzę w pokoju teściowej. W niewykończonym domu i przy czwórce dzieci nie mam miejsca na warsztat. Oczywiście część pracy twórczej wykonuję tam, gdzie mieszkam, ale do szycia, do przechowywania materiałów niezbędnych do produkcji, potrzebuję osobnej przestrzeni i przede wszystkim spokoju. Także odwożę dzieciaki do przedszkola i szkoły, a potem jadę do teściowej popracować.
Jak Ci się udaje łączyć pracę z życiem rodzinnym?
Nie jest łatwo. Szyję tylko wtedy, gdy synek z niepełnosprawnością jest w przedszkolu specjalnym i na szycie mogę przeznaczyć raptem 4 godziny na dobę.
Ale dajesz radę?
Bo sprawia mi to ogromną radość, realizuję się w jakimś stopniu i aktywizuję się zawodowo, a ponadto tym, co robię, zbieram środki na pomoc Antkowi.
Co masz na myśli?
Antek i Franek to bliźniacy wcześniacy z powikłanej ciąży z zespołem TTTS. Przeszli wszystkie komplikacje i powikłania charakterystyczne dla wcześniaków. Chłopcy są intensywnie rehabilitowani od samego początki, ale Franciszek wyszedł z tego obronną ręką, choć wychodzą pewne deficyty. Antoni był na gorszej pozycji startowej, urodził się jako skrajny wcześniak z hipotrofią. Wymaga ciągłej opieki i rehabilitacji. Ze względu na obowiązujące w Polsce przepisy jako opiekun osoby niepełnosprawnej pobierający świadczenia, nie mogłam podjąć żadnej pracy zarobkowej. Wcześniej ze względu na stałą opiekę, rehabilitację w domu i w różnych ośrodkach, nie było przestrzeni czasowej na tworzenie i szycie. Ale kiedy tylko się pojawiła i Antoni trafił do przedszkola specjalnego, mogłam wygospodarować czas, by szyciem zbierać środki na przedszkole i jego leczenie. Dzięki temu mogę zapewnić mu ciągłą opiekę.
Gdzie można kupić Twoje produkty?
Wszystkie modele prezentuję na swoim koncie na Instagramie oraz Facebook. Jeśli któraś z klientek jest zainteresowana zakupem, podaję jej numer rachunku fundacyjnego, na który powinna wpłacić pieniądze. Gdy otrzymam potwierdzenie o zaksięgowaniu kwoty, wtedy nerka trafia do nowej właścicielki.
Co Cię inspiruje?
Czasami patrzę na ścinki materiałów i to wystarczy, żeby w głowie ułożyły się zestawienia. Innym razem oglądam zdjęcia i inspiruję się kolorami, które na nich widzę, czy to architektury, czy przyrody… Jestem też baczną obserwatorką tego, co dzieje się na modowym rynku i często przeglądam strony i katalogi z obuwiem, szczególnie z tym sportowym, które prezentuje o wiele bogatszą paletę kolorystyczną. Podpatruję i myślę sobie, że dany but dobrze wyglądałyby w zestawie z nerką o takim, czy innym zestawieniu kolorystycznym.
Wróćmy na chwilę do mody, którą wywołałaś, ponieważ między szyciem nerek a ukończeniem studiów minęło wiele czasu. Co się z Tobą działo w tak zwanym międzyczasie?
Jeszcze na studiach zaczęłam pracować w jednej z poznańskich firm odzieżowych, która skupiała w swoim portfolio kilka marek. Ja byłam asystentem projektanta odzieży dziecięcej. Kolejno pracowałam także jako grafik komputerowy, ponieważ na studiach kształciłam się również, w tym kierunku. Przez pewien czas wykonywałam i projektowałam opakowania produktów, wykonywałam także makijaże, ponieważ również skończyłam kursy wizażu. Ponadto przez cały czas otrzymywałam pojedyncze zlecenia na projektowanie i szycie odzieży.
Dlaczego nie poszłaś tą drogą?
Stworzenie i wyprodukowanie kolekcji wymagają niemałych nakładów finansowych, których ja nie posiadałam. Nie miałam za co i z czego przygotować kolekcji, a pojedyncze zlecenia, które pozyskiwałam drogą pantoflową, wystarczały na bieżące wydatki. Do tego doszły jeszcze problemy rodzinne i na kilka lat po studiach totalnie zrezygnowałam, by być blisko tych, których kochałam. Śmierć mamy, ojca, urodzenie i wychowywanie czwórki dzieci, w tym bliźniaków wcześniaków, jeden z niepełnosprawnością i w spektrum autyzmu, sprawiły, że dopiero od kilku lat regularnie szyję.
I wróciłaś już na dobre?
Powoli wracam, bo nadal priorytetem są dzieci. Bardzo chcę wrócić do mody i tworzyć regularne sety, ale na to potrzebuję jeszcze czasu. Póki co spełniam się, szyjąc nerki i stopniowo będę poszerzała swoje portfolio o torebki i plecaki. Jeszcze nie pokazałam wszystkiego, na co mnie stać.