Taniec to emocje
22.03.2019 12:00:00
Jest jedną z niewielu polskich tancerek, która uczy izraelskiego języka tańca – Gaga. Jej przygoda z tańcem rozpoczęła się w Poznaniu, w Szkole Baletowej. Później, jako zawodowa tancerka, trafiła na kilka lat do Polskiego Teatru Tańca. Mimo młodego wieku, Gosia Mielech założyła i prowadzi swój własny zespół – DanceLab. Choć wraz ze swoim partnerem – Ray’em Wilson’em, zdecydowali się na pozostanie w Poznaniu, to Gosię trudno tu spotkać. Podróżuje po całym świecie, by prowadzić zajęcia z adeptami tańca.
ROZMAWIA: Ania Jasińska
ZDJĘCIA: Maciej Zakrzewski
Jak wyglądała Twoja droga do samej techniki Gaga i holistycznego podejścia do ciała?
Gosia Mielech: Gaga w moim życiu pojawiła się około dziewięciu lat temu. Pracując w Polskim Teatrze Tańca, miałam ogromną przyjemność współpracować z Ohadem Naharinem – twórcą Gaga. To nie jest ani technika, ani metoda, jest to język ruchowy. Ohad, obojętnie czy jest u siebie w Tel Awiwie, czy gdziekolwiek na świecie, wzbogaca, poszukuje, urozmaica i nieustannie skupia się na różnych fragmentach ciała, w których można pogłębić świadomość i możliwości ruchowe. Gaga to jest taki wiecznie żywy język ruchowy. Podczas przygotowywania spektaklu pt. „Minus 2”, w choreografii Ohada Naharina w Polskim Teatrze Tańca, ówczesny dyrektor artystyczny Batsheva Dance Company, Yoshifui Inao, prowadził dla nas lekcje Gaga. Po pierwszych zajęciach wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Niektórzy potrzebują trochę więcej czasu, aby odczuć w jak totalny sposób ten styl oddziałuje na ciało, a inni, tak jak ja, osiągają swoisty stan katharsis już podczas pierwszych zajęć. Jeszcze dziesięć lat temu, Gaga nie była tak dostępna, jak obecnie. Pojawiała się w Barcelonie, Oslo i czasem w Berlinie. Ze względu na moją wieloletnią inspirację Gaga, tańcem oraz jakościami ruchu charakterystycznymi dla artystów wywodzących się z Izraela, od wielu lat tam podróżuję. Współpraca z Ohadem Naharinem otworzyła przede mną nowe możliwości i zafascynowała mnie kulturą izraelską. Od tego momentu miałam przyjemność współtworzyć spektakle z wieloma wybitnymi izraelskimi twórcami. Zaprosiłam również izraelską choreografkę do stworzenia spektaklu dla mojego zespołu DanceLab, który założyłam już po odejściu z PTT.
Zmieniło Cię to?
Bardzo. Gaga zmieniła mnie jako tancerkę, choreografkę oraz człowieka. Dlaczego? Ponieważ daje narzędzia, które pomagają nam obserwować nasze nawyki ruchowe, aby moc je zmieniać, przekształcać, a tym samym opuszczać strefę komfortu, pomaga nam w kreatywniejszym podejściu nie tylko do ruchu, ale także do życia, poszerza horyzonty, ożywia zmysły. Po takich zajęciach widzimy więcej i czujemy więcej.
Gaga to bardziej przystępny rodzaj tańca? Wydaje mi się, że jako tancerze klasyczni czy współcześni, odbywacie bardzo ciężkie treningi. Tylko z perspektywy widza może się to wydawać takie lekkie i płynne. Wcześniej musicie w to włożyć ogromną energię i sporo wypocić. Czy Gaga od tego odbiega i tym samym bardziej relaksuje?
Wiesz, wspaniały w Gaga jest podział, a mianowicie rozróżnia się Gaga – people oraz Gaga – dancers. Pierwsze, to zajęcia otwarte dla wszystkich osób powyżej szesnastego roku życia. Na zajęcia może przyjść każdy. Gaga jest otwarta dla osób np. z chorobą Parkinsona, dla ludzi z rozmaitymi upośledzeniami czy dla osób poruszających się na wózku inwalidzkim. Ważne jest to, że nie potrzebujemy żadnego wcześniejszego doświadczenia tanecznego czy ruchowego, żeby wziąć udział w zajęciach. Jako nauczyciel, znajduję się w środku grupy. Wszyscy cały czas się poruszamy, intensywność ruchu stale się zmienia. Sugeruję uczestnikom, w jaki sposób wykonać ruch, z jaką prędkością, jakością. Tutaj nie ma przymusu, oceniania, stresu, że uczestnik musi nauczyć się choreografii, czy tego, aby kopiować nauczyciela. Kopiować można, ale energię.
Czyli mamy nauczyć się czerpać i inspirować?
Dokładnie. Dlatego też na zajęciach pracujemy z otwartymi oczami, a sala pozbawiona jest luster. Jednym z żelaznych filarów Gaga jest nieocenianie, nieosądzanie tego, co widzimy. Ohad uważa, że lustra zabijają duszę. Spojrzenie w lustro choćby na sekundę sprawia, że się odłączamy, zamiast słuchać ciała, zaczynamy je obserwować, a tym samym oceniać to, co widzimy. Na zajęciach nie ma też osób, które nie biorą czynnego udziału w warsztacie. Nie można siedzieć i oglądać zajęć, ani tym bardziej nie można robić zdjęć czy filmować. Należy porzucić ambicje i przyjść z otwartym sercem oraz gotowością, aby zanurkować w nieznane.
Stawiacie więc na komfort i intymną atmosferę?
Tak. Wszyscy przechodzimy godzinną podróż podczas tych zajęć i, tak jak wspomniałaś, to jest dość intymny proces, bo jednak się otwieramy. Gaga pozwala nam zrzucać kolejne warstwy z naszego ciała. Na Gaga – people przychodzą osoby z rozmaitych środowisk. Są to jogini, sportowcy, ludzie prosto zza biurka, seniorzy. To fantastyczne, że totalnie odrębne jednostki, osoby o różnych potrzebach, zainteresowaniach, spotykają się, aby wspólnie zdobywać nowe doświadczenia i przekraczać kolejne granice. Ta energia grupy jest niesamowicie silna. Dla mnie osobiście, jako nauczyciela, najcenniejsze jest to, że widzę, jak podczas kolejnych zajęć, uczestnicy znajdują swój moment „wow”, odpuszczają napięcie, otwierają i poruszają miejsca w ciele, które były uśpione wiele lat, lub może nawet całe życie. Uczestnicy dopuszczają do głosu swoje ciało, które w końcu może je poprowadzić.
Myślisz, że jesteśmy w stanie odkryć tę wyzwalającą moc już po pierwszych zajęciach? Na ogół długo pielęgnujemy w sobie te wszystkie blokady, o których rozmawiałyśmy i jednak konieczny jest czas by stwierdzić, że trzeba zadziałać i odblokować się.
Masz rację. Jesteśmy niewolnikami swojego ciała. Żyjemy w pancerzu, nieświadomi swoich możliwości. Nie chodzi o to, że po jednych zajęciach mamy poruszać się jak tancerze baletowi. My po prostu nie zdajemy sobie sprawy, jak ogromny potencjał w nas drzemie, jesteśmy wypełnieni pasją do ruchu, która jak czynny wulkan, potrzebuje tylko odpowiedniego stymulanta, aby wybuchnąć i zalać nas przyjemnością. Skutkiem ubocznym Gaga jest lepsze samopoczucie, kreatywność, zwinność. Ciało poddane różnym wyzwaniom staje się silniejsze oraz sprawniejsze.
Myślisz, że ludzie powoli zarażają się tym językiem?
Muszę przyznać, że zainteresowanie Gaga w Poznaniu jest ogromne – moje serce rośnie ze szczęścia. Jesienią 2018 roku rozpoczęłam cykl systematycznych zajęć w Stary Browar – Nowy Taniec, w Poznaniu. Spotykamy się w Studio Słodownia, jest to, moim zdaniem najpiękniejsza w Polsce przestrzeń przeznaczona na rozwój i promocję tańca współczesnego. Poznań to wciąż jedno z niewielu miast w Europie, które może cieszyć się regularnymi zajęciami Gaga. Systematycznie na sali spotyka się około 70 osób reprezentujących pełny przekrój demograficzny, różne zainteresowania, możliwości oraz odmienne potrzeby. Ten rok rozpoczęłam od podroży do Szwecji, gdzie pracowałam z tancerzami w Teatrze Tańca oraz prowadziłam Gaga – people. Następnie na miesiąc pojechaliśmy do Tajlandii, gdzie wraz z moim partnerem odpoczęliśmy i na chwilę zwolniliśmy. Z Tajlandii poleciałam na kilka tygodni do Nowej Zelandii, gdzie spędziłam wyjątkowo twórczy czas z tancerzami i studentami. W marcu będę w Wiedniu, potem w Tel Awiwie, następie w Szkocji itd. Gdy tylko pojawię się w Poznaniu, poprowadzę Gaga – people, także zapraszam do śledzenia mojej strony internetowej oraz mediów społecznościach.
Jesteś główną bohaterką teledysku do piosenki Twojego partnera Ray’a Wilsona – „Not long till springtime”. Łatwo się domyślić, że choreografia jest Twoja. Tańczysz w poznańskich przestrzeniach. Bardzo emocjonalna piosenka i również taniec. Jak doszło do tej współpracy?
Ray stworzył tę piosenkę, aby dodać mi otuchy w trudnym dla mnie czasie. Miałam kontuzję, pracowałam nad spektaklem w innym mieście, czułam się fizycznie i mentalnie wyczerpana. Zdecydowanie potrzebowałam zastrzyku dobra i miłości. Ray wspomniał, że pracuje nad nową piosenką, spieszył się z jej zakończeniem, abym mogła usłyszeć ją przed snem. Lekki, świeży tekst oraz osobisty przekaz zdecydowanie rozświetliły mój wieczór i następne dni. Idea stworzenia teledysku do tej piosenki zrodziła się bardzo naturalnie i spontanicznie. Wykorzystanie poznańskich przestrzeni wydawało się idealnie wpasowywać w ten projekt. Szkoła baletowa, w której kręciliśmy niektóre sceny, przez 9 lat była moim drugim domem – zdarzało się, że spędzałam w tym budynku więcej czasu niż w domu rodzinnym. To tutaj rozpoczęłam podróż, która co prawda zmienia kierunki, dynamikę, jednak cały czas trwa. Fascynują mnie industrialne przestrzenie, stąd też pomysł, aby część scen nagrać w niefunkcjonującym skrzydle budynku starej gazowni.
Z Ray’em poznaliście się w Poznaniu?
Ray przyjechał ze swoim zespołem do Poznania na jeden dzień, by zagrać kameralny koncert charytatywny. Ja, spacerując tego dnia z przyjaciółką w okolicach Starego Rynku, przypadkiem spotkałam znajomych, którzy zaprosili nas do klubu, w którym Ray właśnie skończył koncert. Wszyscy byli zachwyceni koncertem poza mną, ponieważ nie znałam ani Ray’a, ani jego twórczości. Po kilku minutach zauważyliśmy siebie z oddali, następnie Ray przechodząc kolejny raz obok mnie, zainicjował rozmowę. Rozmawialiśmy kilka godzin, nawiązała się między nami wyjątkowa relacja, miałam wrażenie, że znamy się od wielu lat. Następnego dnia Ray wyjechał do Francji, a ja kontynuowałam pracę w Polskim Teatrze Tańca. Dwa tygodnie później spotkaliśmy się ponownie w Poznaniu, Ray przyleciał na jeden dzień, aby obejrzeć spektakl, w którym tańczyłam. Takie spontaniczne, wyrwane spotkania zdarzyły się jeszcze kilka razy, aż do czasu, kiedy wyjechaliśmy na kilkutygodniowe wakacje, podczas których podjęliśmy decyzje czy zamieszkamy wspólnie w Edynburgu, czy w Poznaniu. Padło na Poznań i tak jest do dziś.