To oni zmaterializowali SENSE
03.09.2023 21:40:51
Gdyby metki z nazwą firmy SENSE consulting pojawiły się we wszystkich miejscach i na wszystkich sprzętach z dotacjami, które pozyskała, to w samym Poznaniu byłyby ich setki. Szkoły, przedszkola, żłobki, szpitale, przedsiębiorstwa… Przez 15 lat pozyskane przez firmę granty można liczyć w niemal 2 miliardach złotych, z których dziś korzystają firmy, instytucje, samorządy, ale przede wszystkim ludzie. O tym, jak SENSE consulting zmienia życie każdego z nas i gdzie możemy zobaczyć efekty ich pracy, mówi prezeska firmy Monika Mardas-Brzezińska z zespołem.
ROZMAWIA: Anna Skoczek
ZDJĘCIA: Bonderphotography
[współpraca reklamowa]
Żeby dostrzec efekty pracy SENSE consulting, zespół firmy pod wodzą prezeski Moniki Mardas-Brzezińskiej zabrał mnie w małą podróż po okolicy i chociaż nawet nie miałam takiej świadomości, sama już korzystałam z ich pracy. Wielokrotnie.
Czy moglibyście powiesić metkę z logiem SENSE na jakimś szpitalu?
Monika Madras-Brzezińska: Oczywiście! Nawet na kilku w samym tylko Poznaniu. Na przykład znalazłabyś nas w Szpitalu przy Polnej, to jest Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. To przykład instytucji, z którą współpracujemy na wielu płaszczyznach. Pozyskujemy tam dofinansowania inwestycyjne, zajmujemy się szkoleniem kadr i dostosowaniem obiektu do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. W podobny sposób współpracujemy z Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym w Poznaniu. Tam modernizowane i rozbudowywane są oddziały, na potrzeby których pozyskaliśmy już około 100 milionów złotych. To ogromne projekty, za których realizację odpowiada Michał Spiczak-Brzeziński, dyrektor Działu Dotacji Unijnych.
Nad jakimi projektami czuwasz?
Michał Spiczak-Brzeziński: Są to projekty badawczo-rozwojowe, inwestycyjne, przeróżne (śmiech) i właśnie ta różnorodność jest najciekawsza. Tydzień temu pisaliśmy projekt dotyczący efektywności energetycznej w zakładzie przetwórstwa drzewnego, niedawno pisałem projekt dla naszej firmy, w której SENSE występuje w roli operatora grantów dla firm szkoleniowych. Obecnie zajmuję się projektem, którego celem jest opracowanie nowego, ultralekkiego samolotu, który będzie miał szereg zastosowań. Podałem trzy przykłady dotyczące trzech różnych konkursów.
Kiedy wychodzisz na spacer po mieście i mijasz wszystkie firmy i instytucje, które otrzymały pieniądze z dotacji pozyskane przez SENSE, to co sobie myślisz?
MS-B: Kiedy mijam przykładowo Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe, to pamiętam, że konsorcjom, których jest liderem, pomogliśmy w pozyskaniu ponad 400 mln zł dotacji na infrastrukturę badawczo-rozwojową. Z tych środków powstaje m.in. superkomputer, który w momencie oddania będzie jednym z najsilniejszych tego typu urządzeń w kraju. To niesamowite! Może i nie dotknę akurat tego sprzętu, tak jak konkretnego sprzętu w szpitalu, ale wiem, że mam wpływ na zmiany, które zachodzą wokół nas. Czasem, jak jeżdżę po Polsce, to nawet lubię zjechać z trasy i zobaczyć, jak wygląda na przykład hala nowej linii produkcyjnej, na którą zdobyliśmy dotację dla naszego klienta.
Menedżerem zespołu dotacji jest Adam Nowak…
Adam Nowak: I pozostając przy tej linii produkcyjnej, czasami zgłasza się do nas właśnie taki klient, dla którego najważniejsze są maszyny. My natomiast wiemy, że dofinansowanie będzie możliwe, jeśli w firmie pojawią się rozwiązania innowacyjne. Efektem naszej współpracy, w tej sytuacji, może być więc zdobycie dotacji na kupno maszyn, ale takich, które umożliwią wprowadzenie na rynek zupełnie nowego, innowacyjnego produktu. Czasem też firma ma pomysł, ale musi poczekać jakiś czas na to, aż znajdzie się odpowiednia dotacja, odpowiedni konkurs.
Masz takie projekty, dla których pozyskałeś dotacje, a do których czujesz sentyment?
AN: Zawsze jak jestem w okolicy, to robi mi się cieplej na sercu, kiedy patrzę na salę gimnastyczną Piątkowskiej Szkoły Społecznej. To był jeden z moich pierwszych dużych projektów i jestem z niego szalenie dumny. Mam też słabość do produktów firmy One Day More, która dzięki współpracy z SENSE rozbudowywała linię i produkuje roślinne zamienniki dla mięsa, kulki z granoli… Teraz wspieram ich jako klient.
A jaki z Twoich obecnych projektów w najbliższej przyszłości zmieni świat?
AN: Pracuję nad pozyskaniem dotacji dla jednego z dostawców systemów bezpieczeństwa w branży producentów autobusów. Projekt, przy którym pracuję, ma wspomagać kierowców komunikacji miejskiej w taki sposób, żeby w przyszłości zwiększyć autonomię pojazdu. Być może przyczynię się do tego, że kiedyś komunikacja miejska zostanie w pełni zautomatyzowana. Będę z niecierpliwością czekał na wyniki tego konkursu. A jak już uda nam się zdobyć dotacje, to do gry wkroczy Monika Antek, dyrektorka Działu Projektów Europejskich.
Do Ciebie trafia już szczęśliwy klient, który dostał na swój projekt dużo pieniędzy.
Monika Antek: Dla klienta to czas euforii, a ja muszę delikatnie sprowadzić go na ziemię (śmiech). Muszę mu powiedzieć, że teraz przed nim najcięższa praca, bo żeby realnie otrzymać dotację, musi spełnić szereg formalności.
Brzmi nieco strasznie (śmiech)
MA: Ale właśnie po to jestem, żeby klienci nie bali się tych formalności, często spisanych bardzo urzędniczym językiem. Jestem takim przekaźnikiem między klientem a instytucją przyznającą granty. Czasem działam też trochę jako tłumacz. Muszę przygotować go do realizacji projektu w taki sposób, żeby nie popełnił błędów i wszystko zrobił zgodnie ze swoją wizją, ale też zgodnie z wytycznymi i obowiązującymi przepisami. Ważne jest dla mnie też, żeby na tym etapie nie zabić u klienta entuzjazmu, żeby nadal odważnie chciał realizować swoje pomysły.
Pomysły rodem z filmów science fiction.
MM-B: Uwielbiamy pracować z odważnymi klientami. Zresztą zaczynamy rozmowę z naszymi partnerami od listy marzeń. Pozwalamy im puścić wodze fantazji, a potem budujemy plany realizacji podzielone na mniejsze kroki. Chodzi też o to, żeby sięgać po cele, które na pierwszy rzut oka w danym momencie wydają się nieosiągalne. Z poziomu wizji klienci mówią nam, gdzie chcą być, a my staramy się ich tam zaprowadzić. Za to odpowiedzialna jest Marta Stężycka, kierownik zespołu sprzedaży.
Jesteś pierwszą osobą, do której w SENSE consulting trafia klient. Kim on jest?
Marta Stężycka: Czasem to osoba, która współpracuje z nami wiele lat, czasem to ktoś zainspirowany tym, że ktoś inny dostał dofinansowanie na projekt i chciałby się dowiedzieć, czy on też może. Oczywiście łatwiej pracuje się z tymi świadomymi klientami, ale ci zupełnie nowi są dla nas wyzwaniem. Oni są najbardziej śmiali w marzeniach. Czy może być coś lepszego?
Rozmowy o marzeniach i planach na przyszłość są super, tylko czasem są kompletnie nierealne.
MS: Ale nawet jeśli okaże się, że klient nie jest jeszcze gotowy na spełnianie planów na rozwój, to my pokazujemy mu, co musi zrobić, żeby być. Śmiałość, odwaga, chęć wprowadzania zmian to dzisiaj cechy, które należy wspierać. I my to właśnie robimy. My ten produkt tworzymy razem. Klient działa później z działem merytorycznym, ale ja go nigdy nie zostawiam. Mamy ze sobą stały kontakt na każdym etapie pracy, a nawet po zakończeniu. Uwielbiam dzwonić do klientów po latach i rozmawiać z nimi o tym, co teraz robią.
MM-B: Po 15 latach obecności na rynku i angażowania się w rozwój przedsiębiorstw i instytucji wiemy jednak, że ich rozwój to nie tylko infrastruktura. Bez ludzi, ich otwartości na zmianę, podnoszenia kompetencji wraz ze wzrostem firmy, umiejętności współpracy, ale też twardych kompetencji związanych z obsługą nowych rozwiązań – klient daleko nie zajdzie. Dlatego ważną częścią naszej pracy jest edukacja. Jesteśmy ważnym graczem na rynku firm szkoleniowych.
Czyli można powiedzieć, że Wasz logotyp mogliby nosić też ludzie.
MM-B: I to mnóstwo ludzi. Jednym z największych naszych projektów w tym obszarze było napisanie projektu dla dziewięciu kierunków z czterech wydziałów Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, których studenci mogli realizować płatne staże i z tej możliwości skorzystało ponad dwa i pół tysiąca osób. Ale w SENSE consulting za „metkowanie ludzi” naszym logotypem odpowiada dr Natalia Marciniak-Madejska, dyrektorka Działu Projektów Rozwojowych.
Jacy klienci najczęściej trafiają właśnie do Ciebie?
Natalia Marciniak-Madejska: Najczęściej są to klienci, którym z jakiegoś powodu to, co robią „nie wychodzi”. Mówią, że na przykład nie sprzedaje im się jakiś produkt. Albo robią fantastyczne rzeczy, ale rynek ich nie widzi. W firmach rozwijających się wyzwaniem bywa też zespół – niegotowy na zmiany, niewspółpracujący, konfliktujący się. W każdym z tych aspektów rozwój kompetencji – czy to twardych, jak techniki sprzedaży i e-marketing, czy miękkich – jak komunikacja w zespole, staje się panaceum na bolączki klientów.
Czy dziś jakiś firmowy problem jest jeszcze w stanie Cię zaskoczyć?
NM-M: Raczej nie, ale tworzą się nowe wyzwania. Takim wyzwaniem jest pojawianie się w zespołach kolejnych pokoleń – dziś już nawet pięć pokoleń pracuje w jednej firmie. Uczymy, jak zarządzać różnorodnością zespołów i jak z tej różnorodności korzystać. Pracujemy też z trendami i pomagamy naszym klientom przygotować się do nowych wyzwań gospodarki związanych choćby ze zrównoważonym rozwojem czy transformacją cyfrową. Obecnie dla jednego z naszych wieloletnich klientów – marki SOLAR – przygotowujemy strategię ESG.
Które usługi lubisz najbardziej?
NM-M: Szkolenia, które wpływają na zmiany w zarządzaniu, których celem jest zwiększenie skuteczności biznesowej przy jednoczesnej wysokiej motywacji pracowników. To czasem niewielkie zmiany. Z jednej strony może to być zarządzanie talentami swoich pracowników, a z drugiej – standaryzacja pracy, która przekłada się na jasność, transparentność i jakość. Te zmiany nie kosztują firm zbyt wiele pieniędzy, a często dają olbrzymie wyniki. Chodzi za mną napisanie książki o czułym zarządzaniu w firmach.
Macie gotowe scenariusze szkoleń?
NM-M: Najczęściej nasi klienci nie dostają gotowego produktu, który wyciągamy z segregatora. Wszystkie szkolenia szyjemy na miarę. Nie prowadzimy wykładów, wprowadzamy zmiany. A do tego trzeba najpierw poznać specyfikę firmy i jej otoczenia. Wiemy, jak to robić sprawnie i skutecznie.
Całe mnóstwo zmian. Dostępność, innowacje, ułatwienia…
MM-B: Trzy lata temu uruchomiliśmy centrum dostępności. Stało się to ze względu na wymogi unijne mówiące o tym, że wszystkie instytucje publiczne powinny świadczyć swoje usługi w taki sposób, żeby były dostępne dla każdego obywatela. W czerwcu rozpoczęliśmy realizację projektu dla Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, który zakłada, że 200 urzędów w 12 tygodni zostanie przygotowane do zwiększenia dostępności do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. I w ten sposób nasza metka mogłaby też zawisnąć w 200 urzędach w Polsce. Jesteśmy też po wdrożeniu fantastycznego projektu innowacji w 65 szkołach branżowych. Jesteśmy jedynym w Polsce inkubatorem innowacji społecznych dla edukacji. Przyznajemy granty na pomysły, z którymi zgłaszają się do nas pasjonaci, nauczyciele, szkoły, rodzice czy studenci, którzy chcieliby coś zmienić w systemie nauczania. Za projekty w ramach inkubatora odpowiada dr Marcin Bielicki, menedżer innowacji.
Czy da się w prosty sposób wytłumaczyć to, czym się zajmujesz?
Marcin Bielicki: Można powiedzieć, że jestem człowiekiem/doradcą/menedżerem(?) od pomagania ludziom w zmienianiu świata na lepszy. Sześć lat temu firma SENSE consulting powołała do życia Inkubator Innowacji Społecznych POPOJUTRZE_2.0. Przez ten czas wypracowaliśmy własną metodykę działania i docierania do innowatorów – osób z sektora edukacji, którzy tak naprawdę jeszcze mają w sobie tę iskrę.
To powiedz mi coś o efektach działania inkubatora.
MB: Efekty są niesamowite, bo pomogliśmy stworzyć 108 narzędzi edukacyjnych, dotarliśmy do tysięcy rodziców, nauczycieli, uczniów. Wszystko, co powstaje w ramach naszego inkubatora, jest wypuszczane na rynek w ramach licencji Creative Commons, co oznacza, że nie tylko można z tego korzystać bezpłatnie, ale można też to dowolnie modyfikować. Czyli w praktyce każdy rodzic, nauczyciel, opiekun, uczeń czy student może korzystać z naszych produktów, może je zmieniać po swojemu i może je ulepszać.
Które z tych narzędzi należą do Twoich ulubionych?
MB: To na przykład trenażery medyczne, które można za niewielkie pieniądze wydrukować na drukarce 3d. Do tej pory były to bardzo drogie urządzenia do trenowania szycia ran czy pobierania krwi. Studentom brakowało praktyki i ćwiczyli na przykład zakładanie szwów na skórze świńskich nóżek ze sklepu mięsnego. Już nie muszą. Wystarczy pobrać pliki do druku i wiemy, że każdy może mieć taki trenażer w domu i zapłaci za niego kilkanaście złotych. Urządzenie ma wielkość przedramienia. Ta innowacja jest dostępna od niedawna, ale wiemy, że pobrania plików można liczyć w tysiącach. Na naszej www.popojutrze2.pl jest mnóstwo pomocy dla szkół, nauczycieli, edukatorów i rodziców.
Inkubator, aplikacje, sprzęty do szpitali, miliardy… A jakie były początki SENSE consulting?
MM-B: Kiedy 15 lat temu zakładałam firmę z myślą o byciu cenioną ekspertką – nie planowałam stworzenia jednej z czołowych firm szkoleniowo-doradczych w Polsce. To był raczej pomysł na mnie, ale okazało się, że tyle osób chce skorzystać z moich usług, że stanęłam przed decyzją: albo odrzucam klientów, albo rozwijam firmę. Podjęłam wyzwanie i dziś nie żałuję. Miałam oczywiście dobre warunki do startu, bo moimi pierwszymi klientami były marki takie, jak Solaris Bus, Komputronik i Skoda. To były firmy, które miały do mnie zaufanie jako ekspertki.
Gdzie pracowałaś wcześniej?
MM-B: W Poznańskim Parku Naukowo-Technologicznym, czyli badawczo-rozwojowej „nodze” Fundacji Uniwersytetu im. Adam Mickiewicza.
Czyli na samym początku pracowałaś w miejscu, które… nie było oczywiste dla absolwentki uczelni?
MM-B: Wtedy to była totalna alternatywa (śmiech). Na studiach wydawało mi się, że będę pracowała w dyplomacji. Pracowałam zresztą przez jakiś czas w polskiej ambasadzie w Berlinie i byłam szalenie dumna z tego, że promuję polskie firmy na niemieckim rynku. Dostałam jednak propozycję pracy w PPNT przy ambitnych projektach europejskich i tak zaczęła się moja przygoda ze wsparciem przedsiębiorstw, współpracą nauki i biznesu oraz funduszami.
Było warto?
MM-B: Tam nabyłam wiele umiejętności, które mnie zawodowo ukształtowały. Miałam dwadzieścia kilka lat i już uczestniczyłam w konsultowaniu ważnych dokumentów dla rozwoju Wielkopolski, np. regionalnej strategii innowacji. Wyobrażasz to sobie? Moim szefem był wtedy profesor Jacek Guliński, który był szefem idealnym dla mnie w tamtym momencie. Dał mi zaufanie, wolność i gotowość do pomocy. Przez chwilę pracowałam w swoim życiu też po stronie biznesu i wtedy stwierdziłam, że to jest mój czas.
Nie bałaś się?
MM-B: To był ten moment, w którym czujesz trochę radość i trochę strach. Lubię to (śmiech). I mam tak zresztą w różnych momentach swojej pracy do dziś. Razem z zespołem wypracowaliśmy sobie misję „Nadajemy sens przyszłości” i ja też taka właśnie jestem. Jestem zorientowana na to, co jest przede mną, a z przeszłości biorę lekcje. Dziś już wiem, że najważniejszymi lekcjami dla pracodawców są te, które dotyczą zarządzania ludźmi i budowania zespołu. W SENSE consulting na stałe pracuje niemal 30 osób, ale współpracujemy z kolejnymi kilkudziesięcioma trenerami i doradcami. Żeby zbudować tak duży organizm, który tworzy nowe rzeczy, pracuje z pasją, rozwiązuje problemy, gasi pożary, trzeba lubić ludzi, szanować ich i potrafić z nimi pracować. Wierzę, że w życiu otaczają nas przyjaciele i nauczyciele. Przyjaciele to wszyscy Ci, z którymi idziemy pod rękę, którzy sprawiają, że czujemy się bezpiecznie. Nauczyciele to osoby, przy których zderzamy się z różnymi sytuacjami, które nie zawsze kończą się dla nas dobrze, ale wyciągamy z tego wnioski.
Życzymy Wam już tylko dobrych zakończeń!