Tradycja i nowoczesność – najlepsze smaki od Mielczarków
Zakłady Mięsne Mielczarek to firma z tradycjami, która od 1977 roku łączy rodzinne wartości z nowoczesnym podejściem do produkcji żywności. Z Szymonem Mielczarkiem rozmawiamy o tym, jak trzecie pokolenie Mielczarków rozwija biznes z myślą o jakości, smaku i lokalnych tradycjach, nie bojąc się jednocześnie eksperymentować z kuchniami świata.

ROZMAWIA: Monika Kanigowska
ZDJĘCIA: Piotr Pasieczny Fotobueno
[Materiał promocyjny]
Zakłady istnieją już 48 lat, prawda?
Szymon Mielczarek: Tak, założycielami firmy byli moi dziadkowie, świętej pamięci Ireneusz i Kazimiera Mielczarek. To oni stworzyli podwaliny pod to, czym dziś są Zakłady Mięsne Mielczarek. Mieli dwóch synów – Jarosława i Krzysztofa. Jarosław (mój tato), od początku aktywnie angażował się w rozwój przedsiębiorstwa i obecnie pełni funkcję prezesa. Młodszy syn, Krzysztof, z czasem również dołączył do rodzinnego biznesu i dziś jest wiceprezesem.
Czyli to firma rodzinna?
Tak, jesteśmy z bratem już trzecim pokoleniem kontynuującym tę tradycję. Około dwadzieścia lat temu do firmy dołączył mój starszy brat Mateusz, a ja sam pracuję tu od mniej więcej piętnastu lat. Razem staramy się rozwijać przedsiębiorstwo, wprowadzać nowe rozwiązania i produkty. Obserwujemy rynek, analizujemy trendy, sprawdzamy, co cieszy się większym zainteresowaniem wśród klientów, a co wymaga zmian. Mateusz odpowiada za rozwój sieci naszych sklepów – i muszę przyznać, że robi to znakomicie. Ma do tego wyjątkowy talent, taki wrodzony „nos” do miejsc. Nie każdy to potrafi, a on doskonale odnajduje lokalizacje, które potem świetnie się sprawdzają. Ja natomiast jestem prawą ręką mojego taty. Wspieram go w bieżącym zarządzaniu firmą i wspólnie dbamy o dalszy rozwój zakładów.
Jak zmieniała się Państwa oferta?
Kiedy firma powstawała w 1977 roku, w asortymencie mieliśmy zaledwie pięć produktów. Wynikało to po części z ograniczonej dostępności surowca, ale też z faktu, że dopiero się rozwijaliśmy. Z biegiem lat, gdy mój tata zdobył doświadczenie i wyczucie rynku, zaczął wprowadzać nowe wyroby. Ma niesamowity talent – potrafi wyczuć gusta klientów, przewidzieć, co im zasmakuje. To właśnie dzięki niemu powstała lista produktów, które zdobyły popularność i sprawiły, że klienci chętnie do nas wracali.
W latach 80. oferta systematycznie się poszerzała – z pięciu produktów zrobiło się ponad dwieście. W połowie lat 90. uruchomiliśmy dział garmażeryjny, który rozwijaliśmy przez kolejne dwie dekady. Rozbudowaliśmy także dział wędlin – szynki, wędzonki, kiełbasy. A od 2017 roku intensywnie rozwijamy segment convenience food, czyli dań gotowych i wygodnych w użyciu – takich jak słoiczki, kartoniki czy dania wolno gotowane.
Czyli produkty, które oszczędzają czas i ułatwiają życie?
Tak, dziś konsumenci szukają produktów smacznych, ale też szybkich i praktycznych. Widzimy, że coraz chętniej sięgają po dania gotowe – choć na początku nie było łatwo ich do tego przekonać. Ten trend przywędrował do nas z Zachodu, a z czasem zyskał popularność także w Poznaniu i okolicach. Zaczynaliśmy ostrożnie – od zaledwie trzech produktów w tej kategorii, a dziś mamy ich ponad czterdzieści. Co więcej, wiele z nich zdobywa nagrody w branżowych konkursach. Do naszych hitów należą m.in. sos boloński z mięsem wieprzowym oraz smalec z mięsem i cebulką. Przykładamy wielką wagę do tego, żeby te gotowe dania były naprawdę domowe, zdrowe i z prostym składem. Bo to nie ma być fast food, tylko „slow food w słoiku” – coś, co można szybko przygotować, ale co wciąż ma jakość i smak.

Czy Wasza produkcja opiera się głównie na mięsie wieprzowym?
Nie tylko. W ofercie mamy również wołowinę, drób – czyli kurczaka i indyka, a w zeszłym roku poszerzyliśmy asortyment o kaczkę – zarówno w postaci świeżego mięsa, jak i dań gotowych. Proponujemy m.in. ćwiartki i filety z kaczki, a także dania wolno gotowane: pierś z kaczki w sosie słodkim chili oraz ćwiartkę w sosie pieczeniowym. To produkty sezonowe, które szczególnie dobrze sprzedają się w listopadzie, w okolicach święta św. Marcina. W tym roku poszliśmy o krok dalej i wprowadziliśmy do oferty czerninę.
To odważna decyzja, bo produkt nie dla każdego.
Czernina ma specyficzny smak i wymaga odpowiedniej technologii, dlatego nie każdy decyduje się ją robić. Nam udało się ją wprowadzić właśnie dzięki nowoczesnemu parkowi maszynowemu. Dawniej brak odpowiednich urządzeń mocno ograniczał możliwości produkcyjne. Teraz, dzięki inwestycjom w nowoczesne maszyny, możemy poszerzać asortyment i eksperymentować z tradycyjnymi, ale też rzadko spotykanymi smakami.
Czy cała produkcja odbywa się tutaj, w jednym miejscu?
Tak, całość mieści się w Komornikach. Obecnie mamy pięć działów produkcyjnych. Stopniowo dokładamy kolejne segmenty. W tej chwili trwa u nas duża inwestycja: budujemy nowoczesną linię do produkcji dań gotowych i słoików. To pozwoli nam zwiększyć moce przerobowe i w przyszłości jeszcze szerzej rozwinąć dystrybucję naszych produktów.
Macie swoich sprawdzonych dostawców mięsa?
Tak, mamy stałych dostawców, z którymi współpracujemy od kilkudziesięciu lat. Dla nas kluczowe jest zaufanie i stabilność – nie zmieniamy partnerów co chwilę, bo wiemy, że tylko długofalowa współpraca daje pewność jakości. Stały dostawca to pewność świeżego surowca, terminowych dostaw i dobrej komunikacji.

Gdzie można kupić Wasze produkty?
Nasze produkty można znaleźć m.in. w Intermarché, Selgrosie, Makro, Sparze czy Lewiatanie. Poza tym mamy ponad 60 sklepów własnych w różnych częściach kraju, a także współpracujemy z wieloma hurtownikami w całej Polsce. Planujemy też dalszą ekspansję – myślimy o wejściu na rynki Dolnego Śląska, Mazowsza czy województwa łódzkiego. Co ciekawe, my robimy swoje produkty według wielkopolskich receptur, ale jeśli wchodzimy na nowy rynek, to oczywiście dostosowujemy niektóre rzeczy. Czasem mniej czosnku, czasem inny rodzaj przypraw.
Czy w planach macie kolejne nowości?
Tak, pracujemy nad kilkoma nowościami. Nie chcę jeszcze zdradzać szczegółów, ale mogę powiedzieć, że planujemy wprowadzić linię bardziej delikatesową – produkty dojrzewające, dłużej marynowane, z wyselekcjonowanego mięsa. Widzimy, że klienci szukają czegoś wyjątkowego – czegoś, czym można poczęstować gości, postawić na świątecznym stole, ale też zabrać w podróż.
Czyli Zakłady Mięsne Mielczarek to firma z sercem w Wielkopolsce, ale oczami szeroko otwartymi na świat?
Zdecydowanie! (śmiech) Chcemy się rozwijać, ale bez utraty tego, co w nas najważniejsze – rzetelności, uczciwości i tego tradycyjnego podejścia do jedzenia. Jednak, jak gdzieś jedziemy, przywozimy inspiracje. Patrzymy, jak tam się gotuje, jakich przypraw używają, jak łączą smaki. I myślimy – „a może coś podobnego zrobić u nas?”. To jest najlepszy sposób na rozwój – przez doświadczenie i smakowanie. Szanujemy to, co było – przepisy, sposób przygotowania, smak – ale też wiemy, że świat się zmienia. I trzeba iść z duchem czasu: nowoczesne maszyny, nowe technologie, nowe smaki. To wszystko razem tworzy naszą markę.