Tu będzie teatr, moje miejsce na ziemi
30.09.2021 11:56:43
Przemysław Kieliszewski, dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu, zapytany o to, czy jest dumny z placówki, którą kieruje, kiwa twierdząco głową. Wraz z zespołem zbudował markę i przekonał do nowego repertuaru tysiące widzów. Ich spektakle edukują, bawią, pomagają zrozumieć bieżące problemy, wyzwalają emocje, łącząc, a nie dzieląc ludzi. I gdyby nie Jego determinacja, placówka nie doczekałaby się nowej siedziby, która powstanie w samym centrum Poznania, w sąsiedztwie Akademii Muzycznej. Decyzja Miasta, wsparcie finansowe z różnych instytucji i nadzieja na to, że idzie nowe, to największy prezent dla tego Teatru, zapakowany i doręczony dokładnie w jego 65. urodziny.
ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Piotr Pasieczny, FOTOBUENO
Lubi Pan teatr?
Przemysław Kieliszewski: Bardzo lubię teatr. Muszę powiedzieć, że z czasem nawet go pokochałem.
Dlaczego?
Dlatego, że w teatrze dzieją się rzeczy, które na co dzień nie mogą się wydarzyć oraz takie, które są magiczne i potrafią zmieniać ludzi. Kocham teatr ze względu na pracę z ludźmi, która jak pani wie, nie należy do najłatwiejszych, ale jest ogromnie satysfakcjonująca i ciekawa. Myślę, że przez te ostatnie lata zbudowaliśmy tutaj fantastyczny zespół, który współpracuje, wspiera się i ma wspólne cele, co napędza nas każdego dnia. Mamy do siebie szacunek. Poza tym pamiętajmy, że teatr jest instytucją społeczną, która jest w stanie kształtować i budować wspólnotę na poziomie emocji. Czasami dobre emocje potrafią być swego rodzaju spoiwem pomiędzy ludźmi o różnych poglądach. Myślę, że budowanie społeczności jest naszą misją, że sztuka jest w stanie połączyć ludzi. Mówią, że jesteśmy teatrem rozrywkowym, który ma bawić. Myślę, że to nie jest do końca dobre określenie, ponieważ teatr poprzez emocje, jakie wyzwala w widzu, sprawia, że często uczymy się siebie od nowa, stajemy się lepsi. To jest niezwykłe doświadczenie.
Kiedy Pan się ostatnio wzruszył w teatrze?
Na koncercie, który organizowaliśmy 29 sierpnia nad Wartą w Starym Porcie. Wzruszyłem się już na samą myśl, że to my jesteśmy organizatorem tak wielkiego wydarzenia, że my je wyprodukowaliśmy i zaprosiliśmy na nie poznaniaków. I kiedy stanąłem w niedzielę wieczorem pod sceną i zobaczyłem te wszystkie znakomite gwiazdy i nasz zespół podczas finałowej piosenki ze spektaklu „Kombinat”, wzruszyłem się. Była to „Moja krew” Grzegorza Ciechowskiego. Wykonanie jej przez Marcina Januszkiewicza, połączone z wyśpiewanym, wręcz wykrzyczanym, tekstem przez cały zespół Teatru, powoduje również u widzów spektaklu ogromną reakcję emocjonalną.
Powiedział Pan o rozrywkowej roli teatru. Oglądając "Kombinat" odniosłam jednak wrażenie, że tutaj nie tylko chodzi o rozrywkę, ale też o pogłębioną refleksję.
Jestem bardzo dumny z tego spektaklu i zespołu, który w nim wystąpił. Jestem wdzięczny realizatorom: Wojciechowi Kościelniakowi i Ewelinie Adamskiej-Porczyk oraz pozostałym osobom, pracującym przy tym wydarzeniu. „Kombinat” pokazał najwyższy poziom i niezwykły kunszt naszego zespołu. Jest to spektakl wyjątkowy, wzruszający, mówiący o czymś ważnym, okraszony wspaniałymi piosenkami Republiki. Myślę, że podobnie ważnym edukacyjnie spektaklem był „Virtuoso”, czyli musical o Paderewskim, który jest wspaniałą lekcją historii i daje poczucie dobrze spędzonego czasu.
Widzicie, że to właśnie są spektakle, które ludzie chcą oglądać?
Widzimy, że widzowie uwielbiają także spektakle rozrywkowe, jak choćby „Zakonnica w przebraniu”, która jest naszą rekordzistką, czy „Rodzina Addamsów”. Widzowie często nas zaskakują, czekając na takie sztuki, jak słynny broadwayowski musical „Nine”, którego polski tytuł „Dziewięć” przywołuje film z 2009 roku. Historia nawiązuje do oscarowego obrazu Federica Felliniego „Osiem i pół” z 1963 roku. Podobnie jest ze znakomitym „Pippinem”, który w sposób nieoczywisty pojawił się na naszej scenie. Dziś widzimy, że ludzie chcą przeżyć coś więcej niż tylko rozrywkę w czystym wydaniu, chcą oczyścić swoje emocje.
Projektując spektakle czujecie, że odpowiadacie za ich odbiór?
Nie tylko. To jest odpowiedzialność za publiczne pieniądze, które wydajemy realizując spektakle. Takiego przedstawienia nie możemy zagrać cztery razy i koniec. Staramy się, żeby każda produkcja była udana, żeby każdy mógł ją zobaczyć, żeby widzowie pozwolili nam ją zagrać nawet kilkadziesiąt razy. Dotąd nam się to udaje, a widzowie zaakceptowali zmianę, jaka zaszła w naszym Teatrze. Przypomnijmy, że zanim w Teatrze Muzycznym w Poznaniu zrobiliśmy swego rodzaju rewolucję, byliśmy kojarzeni wyłącznie z operetkami. Nie gramy już operetek, chociaż zdarza się, że wciąż jesteśmy z nimi utożsamiani. Może zmieni się to wraz ze zmianą siedziby. Nie lekceważymy widowni, która na operetki przychodziła i przekonujemy ją do nowego repertuaru.
Udało Wam się zbudować wokół Teatru społeczność, co nie wszystkim wychodzi.
Ta społeczność to widzowie, nasi fani, którzy przychodzą nawet kilka razy na jeden spektakl. Zatacza to coraz szersze kręgi, dlatego z taką odwagą myślimy o budowie nowej siedziby Teatru. Dane, którymi dysponujemy, pokazują, że trzykrotnie większa widownia w porównaniu do tej, którą mamy, a więc na 1200 miejsc, będzie zapełniana za każdym razem. Stanie się tak z jednej strony z uwagi na markę, którą stworzyliśmy, na repertuar, jaki gramy i oczekiwania widowni, oraz to, że mieszkańcy będą zwyczajnie dumni, że takie miejsce powstanie w centrum Poznania.
Widzi Pan, że widownia się zmienia? Że do Teatru przychodzą nowi ludzie?
Tak. Myślę, że przekonaliśmy widownię do nowego repertuaru, dając jej jednocześnie alternatywę do obecnej oferty kulturalnej Poznania. Zaprosiliśmy do nas, robiąc to całkiem świadomie, ludzi między 30 a 50 rokiem życia, którzy przedtem rzadko chodzili do Muzycznego. Bardzo mocno pracowaliśmy też nad młodym widzem, przygotowując spektakle dla dzieci i młodzieży, robiąc programy edukacyjne wokół tych spektakli, jak w przypadku „Footloose”.
Nowa siedziba, bo wspomniał Pan o niej, to wielki sukces.
Tak, chociaż moi poprzednicy wiele lat się o nią starali. Obecne Teatr znajduje się w Domu Żołnierza, gdzie siedzibę miało gestapo. Budynek jest więc naznaczony krwią naszych dziadków i babć. Nie jest on także własnością miasta. Wszelkie starania o ulepszenie tego miejsca osiągnęły swój limit. Biorąc pod uwagę stale rosnącą liczbę widzów, warunki lokalowe dla zespołu, klimat sceny i wszystko, co wokół, nowa siedziba stała się już dawno koniecznością. Tutaj już się nie rozwiniemy. To jest obiekt, który z założenia nie jest teatrem. Trudną decyzją, jaką musiałem podjąć, była rezygnacja z przeniesienia Teatru do kina Olimpia, o którą walczył mój poprzednik Daniel Kustosik.
Dlaczego?
Ponieważ efekt byłby taki sam i nie polepszyłby naszej obecnej sytuacji. A chcemy iść dalej, rozwijać to miejsce. Ostatnio mówimy o sobie „teatr pierwszego kontaktu” i faktycznie coś w tym jest. Chcemy zarażać widzów, zaszczepiać w nich pewne nawyki. Lżejsza forma teatru muzycznego jest dobrym sposobem na to. Tak postrzegamy swoją rolę.
W końcu zapadła decyzja o budowie nowej siedziby. Ma Pan dar przekonywania.
Długo na to pracowaliśmy. Organizowaliśmy szereg premier, eventów, koncertów, wychodziliśmy na ulice, żeby być bliżej ludzi. Nadaliśmy nową dynamikę miastu. I wydaje mi się, że to przekonało decydentów do znalezienia nam nowej lokalizacji. Ta przy dworcu PKP jest genialna, znajduje się w samym sercu Poznania. Mam nadzieję, że dopełnimy ten obszar, staniemy się miejscem masowych odwiedzin, co spowoduje, że Teatr będzie idealnym czynnikiem rewitalizacji społecznej centrum miasta. Żeby życie wtłoczyć do miasta, potrzebna jest właśnie taka inwestycja o charakterze społecznym. Będziemy zagarniać do miasta 250–280 tysięcy widzów rocznie. Tych, którzy będą zaczynać wycieczkę po mieście, fotografując się przy tym obiekcie, będzie jeszcze raz tyle. Będzie to miejsce, od którego będzie się zaczynać i kończyć wizytę w metropolitalnym Poznaniu na spektaklu. Podchwycił tę ideę pan starosta Jan Grabkowski. Przekonał Radę Powiatu i otrzymaliśmy duże wsparcie na najbliższe trzy lata naszej działalności. Inne samorządy również zadeklarowały pomoc, rozumiejąc wagę tej inwestycji dla integrowania centrum z peryferiami metropolii.
Pan już by chciał tam być, prawda?
To byłoby zbyt proste, ale powoli zaczynam to sobie wizualizować. Perspektywa jest coraz bardziej realna. Złożyliśmy wniosek o pozwolenie na budowę, jesteśmy w trakcie analizy dwuwariantowego montażu finansowego dla realizacji tej inwestycji i bardzo blisko podpisania umowy Miasta z Ministerstwem Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Ministerstwo ma współprowadzić teatr z Miastem do czasu ukończenia inwestycji, co daje możliwość uruchomienia dotacji celowej na jej realizację.
To piękne prezenty z okazji 65-lecia Teatru.
To prawda i chciałbym, aby Państwo trzymali za nas kciuki, życzyli nam tej nowej siedziby. Wszyscy będziemy dumni, że Poznań ma taki Teatr. To będzie miejsce dla Was, dla Waszych dzieci i wnuków.Trafił Pan do Teatru Muzycznego w 2013 roku.
Chyba trochę przez przypadek, ponieważ nie było moim marzeniem zarządzanie operetką. Specjalizowałem się w zarządzaniu kryzysowym, mając doświadczenie choćby w ratowaniu Poznańskiego Chóru Chłopięcego z ogromnego kryzysu. Prowadziłem duży festiwal Akademia Gitary, który przez kilkanaście lat współtworzyliśmy z przyjaciółmi. Skala tych działań była nie do końca satysfakcjonująca. Szukałem wyzwania. Zachęcony wyrażaną przez Miasto chęcią przeprowadzenia zmiany w Teatrze Muzycznym stwierdziłem, że spróbuję się tego podjąć i wystartowałem w konkursie. Ale droga była trudna, ponieważ musieliśmy zmienić zespół, przeprofilować repertuar, wprowadzić szereg zmian i przeobrażeń. Ta transformacja trwała kilka lat, ale efekty dają dziś satysfakcję wszystkim.
To nie były pewnie miłe chwile.
Nie, spowodowaliśmy rozczarowanie wśród części zespołu. Każda zmiana generuje zwolenników i przeciwników. Dostałem ogromną szansę rozwoju tego teatru, wykorzystania potencjału, tradycji i zespołu oraz szansę na pozyskanie szerokiej widowni. Zmiany strukturalne, które podjęliśmy, zmiana repertuaru, widowni, zachęciły nową publiczność do przyjścia tutaj. Pełne widownie, świetne recenzje i usatysfakcjonowany zespół pokazują, że było warto. Nasze działania ujawniły, że ten teatr ma jakąś rolę do odegrania i zaczęły przychodzić kolejne sukcesy. Oczywiście wszystkie obarczone ogromnym wysiłkiem. Zorganizowaliśmy kolejne premiery, koncert Placido Domingo na inaugurację 1050-lecia polskiej państwowości na poznańskim stadionie, koncert Andrea Bocelli na stulecie UAM, który miałem przyjemność poprowadzić. Cały szereg innych imprez, koncertów charytatywnych, spektakli na naszej działce pod hasłem „Tu będzie Teatr” spowodował, że przekonanie do powstania nowej siedziby było już nie tylko w naszym zespole. Zaczęli je podzielać mieszkańcy Poznania oraz decydenci na różnym poziomie i decyzja zapadła.
Czy zespół docenił Pana działania?
Trudno mi mówić za zespół, ale wydaje mi się, że tak. Bliskość, która wykształciła się między nami, nawet w okresie pandemii, kiedy musieliśmy zostać w domu, jest bezcenna. Odczuwam to nawet w zwykłych spotkaniach na korytarzu, kiedy uśmiechamy się do siebie, jesteśmy serdeczni, umiemy ze sobą rozmawiać. Każdy z nas popełnia błędy, zmieniamy się, podejmujemy nowe wyzwania. Kiedy widzimy, że to, co robimy, ma sens, czujemy dumę i wielką radość. Wiele osób indywidualnie zrobiło ogromne postępy: ktoś z aktora stał się reżyserem, z tancerza choreografem, z pracownika kierownikiem. To jest doskonałe. Dzisiaj mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że jesteśmy zespołem, mamy do siebie zaufanie. Wszystko działa coraz bardziej tak, jak powinno. Chociaż wciąż robimy za dużo (śmiech). Wie Pani, mały Teatr tak ma, wciąż chce udowodnić, że jest warty uwagi.
Pan jest dumny z tego miejsca?
Bardzo. Poświęciłem Teatrowi sporo swojego życia, serca i zdrowia. W tym miejscu dziękuję ludziom, którzy są ze mną i którzy może gdzie indziej zarobiliby więcej, ale to właśnie tutaj pozostali. Wiem, że są ze mną w poczuciu, że robimy coś ważnego. Przyczynimy się do tego, że nowa siedziba powstanie. Chcemy też, żeby nowy Teatr żył cały dzień. I kiedy przyjedzie grupa turystów, a zabraknie biletów na spektakl wieczorny, zaoferujemy zwiedzanie z jakimś mini spektaklem specjalnie dla nich. Chcemy wspólnie z Miastem i MTP zorganizować Festiwal. Jeszcze za wcześnie, żeby mówić o szczegółach, ale na pewno Państwa o tym wkrótce poinformujemy.
Czy ten Teatr Pana zmienił?
Oj tak! Na pewno posiwiałem (śmiech). Dużo tutaj przeżyłem. Jestem dużo spokojniejszym człowiekiem niż jeszcze kilka lat temu. Czuję, że to jest moje miejsce na Ziemi, że Teatr daje mi możliwości rozwoju, a ja staram się ją stwarzać innym.
Czego życzyć Wam z okazji 65 urodzin?
Tego, żeby pandemia już nigdy nie wróciła. Żebym już nikogo bliskiego nie stracił, bo wirus zabrał moją zastępczynię i jej męża, a była mi bardzo bliską osobą. Żebyśmy mogli kolejne fale przejść rozsądnie, żebyśmy wciąż doceniali to, co małe, a ważne. Życzę mojemu zespołowi i widzom, żebyśmy się szanowali, byli dla siebie życzliwi na co dzień, szukali tego, co nas łączy i tego, by Państwo bywali u nas licznie i często. A za cztery lata w Teatrze Muzycznym przy ul. Święty Marcin.
I tego życzę!
Dziękuję.