Ukryta Amfitryta
Dzień Kobiet, to doskonały pretekst, by opowiedzieć o kolejnej kobiecie wyrzeźbionej na jednym z poznańskich pomników, zwłaszcza że jest to kobieta o wyjątkowej urodzie i… charakterze.

TEKST: dr Paweł Cieliczko, ZDJĘCIA: Tomasz Koryl
Na poznańskim Starym Rynku są trzy rzeźby kobiet, a wszystkie one zdobią rynkowe studzienki. Najpopularniejsza jest przysadzista Bamberka przy wadze Miejskiej, która stała się symbolem wielokulturowego Poznania. Najstarsza to filigranowa Prozerpina, unoszona przez muskularnego Plutona, którą przed prawie trzema wiekami wyrzeźbił Augustyn Schoeps. Najbardziej zapomnianą jest zaś piękna Amfitryta, od dwudziestu lat towarzysząca swemu małżonkowi, bogu mórz i oceanów.
Amfitryta pochodziła z bardzo dobrej rodziny. Jej ojcem był bóg morski Nereus, matką Okeanida Doris, a dziadkami Okeanos i Tetyda. Z siostrami zamieszkiwała głębiny Morza Egejskiego, zajmowały się tkaniem i przędzeniem, a śpiew i taniec był ulubioną rozrywką powabnych nimf morskich. Gdy tańczyła z nereidami na wyspie Naksos, ujrzał ją Posejdon i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Władca oceanów posłał zaraz swatów do ojca wybranki. Okazało się jednak, że na małżeństwo musi się zgodzić dziewczyna, a ta nie spieszyła się do ożenku ze starym brodaczem z trójzębem. Posejdon zastosował więc fortel i posłał sekretnego posłańca, delfina, który w tajemnicy opowiedział Amfitrycie o bogactwie, zbytku i komforcie, w jakim będzie żyła jako żona potężnego władcy mórz. Jego argumenty przekonały piękną nimfę do ożenku z leciwym amantem. Nie osłabiły jednak jej czujności i zadbała o odpowiednią umowę przedmałżeńską. Dzięki niej nie została zamknięta w złotej klatce podmorskiego pałacu, a stała się faktyczną współwładczynią mórz i oceanów, o czym świadczą jej królewskie atrybuty – diadem, berło oraz muszla w kształcie rogu. Pławiąc się w luksusie przymykała oko na romanse i zdrady małżonka, bo żadna z kochanek nie była zagrożeniem dla królowej, uchodzącej za uosobienie piękna morza, a jej uroda dodawała monarszego splendoru Posejdonowi. Dlatego gdy tylko dostrzegła, że jej mąż nadmiernie interesuje się urodziwą nimfą Scyllą, zamieniła ją w budzącego przerażenie potwora morskiego. W podwodnym świecie królowa mogła być tylko jedna.
Poznańska fontanna Neptuna zrekonstruowana została jako druga (po fontannie Apolla) studzienka na Starym Rynku. Umieszczona została w południowo-zachodnim narożniku rynku, gdzie przez stulecia funkcjonował targ rybny, a w 1613 roku pojawił się pierwszy posąg władcy mórz, dłuta Krzysztofa Redella. Neptun i pozostali bogowie rzymscy zniknęli z rynkowych studzienek u schyłku czasów staropolskich. Idea ich odtworzenia, pojawiła się przy powojennej rewaloryzacji rynku, a za punkt odniesienia przyjęto wówczas zachowaną fontannę Prozerpiny i przygotowano makietę, która sytuowała w podobny sposób pozostałe trzy studzienki. Do pomysłu powrócono na początku lat 70., kiedy zbudowano zadaszone konstrukcje z rzeźbiarsko opracowanymi słupami. Idea przerodziła się w rzeczywistość dopiero na początku XXI wieku.

Fontanna Neptuna powróciła na Stary Rynek w 2003 roku. Doprowadziło do tego Towarzystwo Opieki nad Zabytkami, zainspirowane przez Miejskiego Konserwatora Zabytków Witolda Gałkę. Studzienkę zaprojektował, młody wówczas, poznański artysta Marcin Sobczak, który w ośmiobocznej, licowanej piaskowcem cembrowinie, ustawił rzeźbę przedstawiająca władcę mórz wraz z rodziną: synem Trytonem i ukochaną żoną Amfitrytą. Z postaciami tymi związana jest legenda miejska, zleceniodawcy zamówili bowiem wyłącznie postać Neptuna, artysta stworzył zaś grupę rzeźbiarską, ale – co zawsze istotne dla poznaniaków – nie oczekiwał za to dodatkowej zapłaty. Nagrodą była dla niego satysfakcja, bo twarzy Trytona nadał własne rysy, a boginka, swe piękne oblicze i ponętne kształty zawdzięczała, ówczesnej narzeczonej artysty, który w rzeźbie utrwalił pamięć o łączącym ich uczuciu.
Z literaturoznawczego obowiązku wspomnieć muszę, że naga kobieta to nie Amfitryta, bo ta była żoną greckiego Posejdona, a skoro patronem fontanny jest rzymski Neptun, to jego małżonka, rzymska bogini nosi imię Salacja, a zwana bywa też Venilią.
Wspomnieć warto, że Reinhold Felderhoff – znany w Poznaniu z fontanny wojownika brandenburskiego, która stała przy obecnej al. Niepodległości – zaprojektował dla Szczecina imponującą fontannę bogini mórz i oceanów. Nawiązywała ona do wersalskiej fontanny Apollina, a wieńczyła ją naga boginka powożąca rydwanem w kształcie muszli, zaprzężonym w dwa morskie rumaki, hippokampy, galopujące w stronę Odry. Powstała ona w 1902 roku i zdobiła Szczecin przez trzydzieści lat, kiedy zdemontowano ją i złożono w muzeum miejskim. Formalnym powodem jej usunięcia była przebudowa tej części miasta, kluczowe znaczenie miały jednak protesty szczecińskich stróżów moralności, których gorszyło epatowanie golizną w miejscu publicznym. Być może to doświadczenie sprawiło, że poznańska boginka, zanurzona w morskich falach, nie eksponuje nazbyt swych atrybutów, wszak i w Poznaniu nie brakuje stróżów moralności.