Włoska przystań w sercu Poznania
W Marino Bistrot, przy ulicy Poznańskiej 50/2 w Poznaniu, pachnie domowym, włoskim makaronem, serem, owocami morza i pyszną kawą. Polsko-włoska rodzina z 50-letnią historią i tradycją w gastronomii właśnie tutaj postanowiła podzielić się z ludźmi swoją miłością do gotowania. Podarowali poznaniakom kawałek włoskiego świata, a miłośników ich gościnności, wspaniałej kuchni i klimatu z miesiąca na miesiąc przybywa. To rodzina, która przemykając pomiędzy stolikami, posyła gościom szerokie uśmiechy, powodując, że każdy tu czuje się jak w domu.
ROZMAWIA: Joanna Małecka
ZDJĘCIA: Bonderphotography
[współpraca reklamowa]
Jest ich pięcioro: Monika, Livio, Jakub, Jacopo i Tatiana. I nie da się obok nich przejść obojętnie.
Skąd pomysł na to miejsce?
Monika Pietraszak: Odkąd się poznaliśmy z mężem, wiedzieliśmy, że swoje życie zwiążemy z gastronomią. Przede wszystkim zobowiązują nas jego korzenie (śmiech). Poza tym wiele lat spędziłam we Włoszech, tam też wychowywał się nasz syn Jakub, znamy włoską kulturę i lubimy włoski klimat.
Livio Marino: Historia naszej restauracji sięga lat 50. zeszłego wieku, kiedy mój tata Nicola „emigrując” z Neapolu ze swoją ówczesną narzeczoną Anną otworzył Pizzerię da Nicola w Savonie. Postanowił przywieźć ze sobą pizzę neapolitańską i podzielić się jej smakiem z mieszkańcami tego miasta. Do dziś dnia można spotkać mojego tatę przed lokalem w słoneczny letni dzień, witającego gości. Ja spełniam swoją misję w Poznaniu z moją rodziną. Chcę dzielić się z gośćmi swoim doświadczeniem i smakami Ligurii i Neapolu.
MP: Oferujemy tradycyjną, ale w nowym i odświeżonym wydaniu, kuchnię włoską, w której się wychowywaliśmy przez ostatnie dekady. Nasi goście nie zaznają tutaj spokoju, ponieważ kucharze często kręcą się po salach i sprawdzają, czy wszystko smakowało! Bądźcie gotowi na te spotkania (śmiech).
Zainspirowała mnie Wasza historia. Opowiedzcie coś więcej o włoskich korzeniach.
LM: W drugiej połowie lat 40. mój ojciec Nicola Marino przeniósł się z południowych Włoch do Savony, liguryjskiego miasta nad Morzem Śródziemnym. Najpierw pracował w lodziarni wuja Livio, gdzie wypiekał pierwsze w mieście pizze i gdzie poznał młodą Annę, moją matkę. W 1956 roku, po wielu trudach, udało im się otworzyć restaurację-pizzerię „Da Nicola”, magiczne miejsce, w którym Nicola i Anna gotowali, przyjmowali i spotykali setki ludzi. Pasja mamy do gotowania i gastronomii szła w parze z pasją taty do dzieł sztuki i artystów. Na stołach lądowały smaczne i piękne potrawy, a na ścianach wisiały obrazy znanych artystów, którzy w zamian za posiłek darowali tacie ważne dzieła sztuki. Serwowali proste, włoskie dania. To właśnie mama przekazała mi i mojemu rodzeństwu swoją pasję do gotowania i całą wiedzę, a to jest dużo ważniejsze niż jakakolwiek szkoła czy akademia. Na przestrzeni lat restauracja Da Nicola przeżywała wzloty i upadki. Przetrwała dzięki poświęceniu rodziców, nas, wujków i ciotek, którzy w ważnych momentach i kryzysach pomagali kontynuować rodzinną tradycję kulinarną. Restauracja istnieje do dziś, jeśli będziecie Państwo kiedyś we Włoszech, polecam bardzo. Potem ja zaraziłem synów i dzisiaj ze mną gotują.
Jak Pani poznała swojego męża?
MP: Wyjechałam do Włoch w 2004 za pracą. Kiedy się poznaliśmy, Livio zaproponował mi pracę w swojej rodzinnej restauracji. Potem ściągnęłam do Włoch mojego syna, który rozpoczął tutaj edukację. Jednocześnie zaczęłam studia w Polsce i tak kursowałam między dwoma krajami. W pewnym momencie stało się to na tyle uciążliwe, że postanowiłam wrócić do Polski. Tutaj znalazłam pracę, a za mną przyjechała cała rodzina.
Jakub, a Tobie nie było żal wracać do Polski?
Jakub Pietraszak: Pewnie, że było trochę szkoda, bo miałem tam swoje życie. Ale patrząc z perspektywy czasu, nie żałuję, bo tutaj tworzymy coś swojego. Zresztą kto wie, może kiedyś jeszcze wyjadę do Włoch.
Dzisiaj swój włoski świat serwujecie poznaniakom.
MP: Dokładnie tak. W Marino Bistrot pracuje cała nasza rodzina. Dajemy gościom naszą energię, uśmiech, gościnność, którą przywieźliśmy z Włoch. Serwujemy smaczne, proste jedzenie. Na ścianach wiszą u nas obrazy, w tle gra muzyka. Nasi kucharze wychodzą do ludzi, rozmawiają. Chcemy, żeby wszyscy czuli się u nas jak w domu.
Jak długo trwało przygotowanie tego miejsca?
MP: Od momentu zakupu tworzyliśmy to miejsce półtora roku. Trzeba było dostosować pomieszczenie i stworzyć tutaj nasz mały, włoski dom.
Kto gotuje?
MP: Gotuje mąż i syn. Taki był cel od samego początku. Wiemy jednak, że chcemy się dalej rozwijać. Ale na pewno każdego, kto będzie miał szansę współpracować z nami, będziemy się starali zarazić naszą wiedzą, podejściem i optymizmem. Serwujemy klasyczną kuchnię włoską. Nie udziwniamy potraw i ich nie doprawiamy po polsku. U nas ma smakować Włochami i za to cenią nas klienci.
Co można u Was zjeść?
LM: Na pewno klasyczną carbonarę, owoce morza we wszelkich możliwych konfiguracjach, włoskie sery, ravioli, ragu wołowe, często poza kartą serwujemy dania z truflą. Ale przede wszystkim własnej roboty makarony. Menu zmieniamy co kilka miesięcy, gdzie pojawiają się dania z przepisów mojej mamy Anny. Ja i mój syn staramy się odzwierciedlić jej oryginalne receptury, na których wychowali się mieszkańcy Savony w Ligurii.
I nagrodzony tatar.
JP: Jesteśmy dumni z naszego tatara. Podajemy go w sumie z czterema składnikami. W mojej ocenie jest pyszny (śmiech). Muszę dodać, że podobnie jak wszyscy w tej branży zaczynałem na zmywaku (śmiech). W restauracji nauczyłem się gotować i dzisiaj nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.
LM: Oprócz standardowego menu mamy wkładki sezonowe. Teraz, na wiosnę, będzie więcej lekkich potraw, pysznych ryb. Stawiamy na bardzo wysoką jakość produktu. Wszystkie składniki do naszych dań pochodzą z Włoch, od lokalnych dostawców.
Pewnie dlatego są takie pyszne.
MP: Dziękujemy za miłe słowa.
W Waszych szeregach jest też Tatiana.
MP: Tak, to narzeczona syna.
Tatiana Puszko: Ja tu tylko pomagam (śmiech).
MP: Nie tylko, jesteś dla nas wielkim wsparciem. Dzięki jej kobiecej intuicji i zmysłowi, delikatnemu usposobieniu powstał ciepły i domowy charakter naszego bistro. Ona, jednym słowem, dokończyła nasz pomysł poprzez dobór wyposażenia i innych ważnych elementów restauracji. Z Tatianą jesteśmy kompletni. I to, co jest najważniejsze – poczuła jak my klimat Włoch. Nasi goście ją uwielbiają.
TP: Dziękuję. W sumie od lat jestem związana z gastronomią. Z Kubą poznaliśmy się w jednej z restauracji, gdzie razem pracowaliśmy. Dzisiaj tworzymy to miejsce wspólnie.
Rozumiem, że w domu też rozmawiacie o restauracji?
Inaczej się nie da (śmiech).
Macie swoje ulubione dania włoskie?
MP: Owoce morza, zdecydowanie! Grillowane.
LM: Ja lubię wszystkie nasze dania, ale z sentymentem wracam do Włoch, gdzie to, co się złowiło, od razu się przyrządzało i jadło. Przy okazji biesiadowało się z kolegami, rodziną na plaży. To we Włoszech jest niesamowite i niepowtarzalne.
W Marino Bistrot, wzorem restauracji włoskich, wiszą obrazy.
MP: Tak. Jak Pani widzi, chcemy w pełni oddać klimat Włoch. Może uda nam się sprowadzić trochę skarbów teścia tutaj, do Polski. To wspaniały człowiek, żywa historia. Oprócz obrazów na ścianach w jego restauracji wiszą podpisy osób, które ją odwiedziły. Można tam znaleźć wielu znanych ludzi. Jest też bohaterem kreskówek (śmiech). Może u nas również uda się coś takiego wprowadzić. Mam nadzieję, że Państwo zostawicie u nas swój ślad, a nasza włosko-polska rodzina umili Wam czas. Zapraszamy w nasze progi!
Marino Bistrot
Ul. Poznańska 50/2, 62-851 Poznań
Tel. 539 968 319
E-mail: marinobistrot@gmail.com
www.marinobistrot.com
FB/MarinoBistrot
IG/marino.bistrot