Zapraszamy do krainy szczęśliwości
22.10.2020 11:37:29
Nigdy nie projektuję, kiedy jestem zły. Współpracując z inwestorami rozmawiamy i szukamy kompromisów. Unikamy kłótni. Obiekt jest jak tablica. Albo go zapiszemy samymi przekleństwami, albo zapiszemy tam tylko dobre rzeczy. W projektowaniu miast chodzi o emocje – jeśli są dobre, ludzie to czują, mówi Stanisław Sipiński. Projekty Jego i Jego żony Ewy znają wszyscy poznaniacy. To między innymi Most Dworcowy, Most Rocha, CH Malta wraz z kładką nad ulicą Baraniaka, PFC czy Andersia. Jest też mnóstwo budynków mieszkalnych. Ostatnie dwie kluczowe inwestycje zaprojektowane przez pracownię Państwa Sipińskich, to Towarowa 39 i Silver, który będzie najwyższym budynkiem w mieście.
Tekst: Anna Skoczek
Zdjęcia: Archiwum prywatne
Rozmowę zaczynamy jednak od inwestycji, która nie została zrealizowana. Stworzyli Państwo zwycięską koncepcję przebudowy starego dworca, która nigdy nie została zrealizowana.
Architektura jest odzwierciedleniem sytuacji społeczno-gospodarczo-politycznej w danym rejonie w danym czasie. Bardzo ubolewam nad tym, że nie ma, albo nie znajduje się pieniędzy na rewitalizację bądź na przebudowę tak ważnych przestrzeni jak dworce kolejowe. W Europie XVIII i XIX wieku wyznaczały one pewien standard cywilizacyjny. Poznań nadal nie ma wizytówki miasta. Dworce paryskie czy londyńskie są przepiękne. Oddają klasę danej przestrzeni. To, co mamy w Poznaniu, mówiąc delikatnie, nawet nie jest dworcem. To wielkowymiarowy sklep, który za kilkadziesiąt lat trzeba będzie rozebrać i ruinę
Temat dworca to Pana konik?
Mój ojciec był inżynierem kolejnictwa i naprawdę dużo wiem o tym obiekcie. Kiedyś w Poznaniu był plac dworcowy, na który zajeżdżały tramwaje, a na samym dworcu była znakomita restauracja z dywanami, palmami. To wszystko tworzyło jakąś wartość. I jak pasażer z Berlina przyjechał do Poznania, to czuł się jak w wielkim świecie.
Który Państwa budynek w Poznaniu jest najstarszy?
Dwór Hamburski – to budynek na narożniku Jakuba Wujka i ulicy Wierzbięcice. Kolejnym budynkiem był bank na narożniku ulicy Głogowskiej i Gąsiorowskich. Od ich budowy upłynęło 27 lat i jakoś się trzymają. Ile razy jadę przez most świętego Rocha, to mi serce rośnie. Tam nawet mogę stać w korku i zawsze patrzę i martwię się, jeśli ktoś pomalował sprayem przęsła. Z równą troską patrzę na most Teatralny i na Dworcowy. Są to spore kawałki naszego życia. Odpryski emocji z tamtych lat.
I teraz jest ta najnowsza emocja, czyli Ataner przy Towarowej.
Pierwszym budynkiem, który tam powstał, była Delta. To nasze ukochane dziecko, taki zdolny piłkarz lub utalentowany pianista. Kiedyś właściciel tego gruntu, czyli Automobilklub Wielkopolska przyszedł do nas, żeby zaprojektować w tym miejscu okręgową stację kontroli pojazdów. Niewielki pawilon. Pojechaliśmy w teren i kiedy zobaczyliśmy to miejsce, to powiedzieliśmy im, że mają brylant. Udało nam się namówić cały zarząd, żeby nie budować tam pawilonu dla samochodów, tylko porządny biurowiec. Trochę to trwało, ale udało się, a partnerem strategicznym tej inwestycji został Ataner. Nie mieliśmy wówczas żadnego doświadczenia z tą firmą, ale okazali się bardzo otwartymi ludźmi. Wszyscy nam wtedy zaufali. Szybko nawiązała się fajna tradycja spotkań kilka razy w tygodniu. Jechaliśmy na plac, kiedy już nikogo nie było na budowie, i oglądaliśmy jak toczy się ta inwestycja.
Ta budowa była przełomowa?
Budowa Delty to były naprawdę duże emocje, fantastyczny efekt i przygoda. Jechałem wówczas do kamieniołomu w Portugalii wybierać specjalny wapień, którym pokryta jest elewacja. Ten budynek poruszył naszą wyobraźnię. Kiedy staliśmy na dachu tego budynku i widzieliśmy otaczające go baraki, mówiliśmy, że muszą zniknąć, że to miejsce ma szansę stać się super centrum Poznania. Dzisiaj mija kilkanaście lat od tego momentu i to miejsce wygląda już kompletnie inaczej.
Właśnie o taki efekt Państwu chodziło?
Tak. W białym budynku przy ul. Towarowej 41 jest 150 mieszkań. Dostaliśmy za niego nagrodę dla najlepszego budynku mieszkalno-biurowego w Europie. To był pierwszy mocny akcent Towarowej. Później mieliśmy na terenie pomiędzy ul. Towarową i Składową wybudować dwa biurowce. Oryginalnie projekty były inne, ponieważ były całe ze szkła. Ostatecznie okazało się, że zamiast biur będą tam mieszkania. Nie jesteśmy do końca szczęśliwi z tej przeróbki, ale ze względu na przepisy budynek (Towarowa 37 – biały wieżowiec) musiał być niższy. Z kolei w grafitowym wieżowcu (Towarowa 39) przyjęliśmy zasadę, że poza ścianą południową, która ze względów akustycznych jest ścianą pełną z oknami, wszystkie pozostałe ściany są ze szkła. Wrażenia z tego budynku, kiedy patrzy się na rozświetlony Poznań, są nie do opisania. W ciągu dnia jest pięknie. W nocy na miasto patrzy się jak na makietę. Kiedy kończyła się budowa pierwszego, białego budynku (Towarowa 41), to kilka razy z żoną usiedliśmy sobie w całym przeszklonym mieszkaniu na wysokim piętrze z kieliszkiem wina i drinkiem, uchyliliśmy okna, żeby dochodził do nas szum miasta, i napawaliśmy się widokiem.
Mieszkanie marzenie…
Jak już budowaliśmy ten dom i okazało się, że zainteresowanie mieszkaniami w tym miejscu jest ogromne, również drugą wieżę musieliśmy przerobić z biur na mieszkania. Za ich dopracowanie odpowiada w naszej firmie Ewa. Jest mistrzynią świata. Nikt nie projektuje mieszkań lepiej niż Ewa. Byłem ostatnio na budowie. Proszę mi wierzyć – w Poznaniu nie ma drugiego takiego budynku. W Warszawie są może ze dwa. Standard w środku jest jak w prawdziwym Sheratonie. W korytarzach są piękne, duże ekrany z drewna teakowego na wysoki połysk. Jest to najwyższa jakość. Wyznaczamy tym nowy standard. Hol wejściowy jest cały w czarnym szkle, a inna część w żółtym.
Brzmi faktycznie imponująco
Tworzymy z jednej strony formę architektoniczną, która będzie tworzyła krajobraz miasta przez lata, a z drugiej strony tworzymy projekt zmyślą o ludziach, którzy będą tak patrzeć przez okna, jak my. Poza wszystkim jestem wielkim miłośnikiem Nowego Jorku. Byłem tam już dokładnie 27 razy. Mówiąc o Manhattanie, mówimy o ponad 200 latach historii architektury i kultury amerykańskiej. To wytworzyło atmosferę prawdziwego miasta. Takiego z krwi i kości. Wszyscy najwięksi architekci świata mają tam swoje budynki. Nie ma tam złych emocji w budownictwie. Wszyscy swoimi dziełami chcieli przekazać miastu coś dobrego. W taki sposób też pracujemy dla Poznania. I Ewa i ja dużo szkicujemy. Lubimy rysować.
Był taki plac w Poznaniu, który naszkicowaliście sami, bez zlecenia, dla przyjemności?
Taka była historia placu Andersa. Akurat wtedy to ja, pod koniec lat 80, narysowałem taką wizję placu Andersa. Projekt był bardzo nowojorski, z kolumnadą wzdłuż Królowej Jadwigi. Po prostu miałem jakąś wizję tego miejsca. I tak się stało, że później inwestor do mnie przyszedł i to była niesamowita radocha. Nadal przeglądam sobie mapy satelitarne miasta i patrzę, jakie fragmenty są jeszcze do odzyskania przez miasto, które mają potencjał, jakie miejsca można odmienić.
To właśnie na placu Andersa trwa kolejna inwestycja, która odmienia Poznań…
Zaczynaliśmy współpracę z tym inwestorem w 1998 roku. Dzisiaj są to już 22 lata, czyli kawał życia. Budowy w tym miejscu są odzwierciedleniem rzeczywistości. Budynek Andersii, budowany jako drugi, pierwotnie miał być o 12 metrów wyższy. W projekcie miał też inną elewację, była to tak zwana podwójna skóra. Niestety, nie było pieniędzy na realizację tych planów. Budowa raz się zatrzymała, a drugi raz o mało nie stanęła. To czym my dysponowaliśmy jako projektanci, to było to, na co nam pozwolił inwestor. Ten z kolei pozwalał na tyle, na ile pozwolił mu bank.
Zupełnie inaczej buduje się w czasach boomu.
Wtedy wszystko idzie pierwszorzędnie, tak jak w przypadku pierwszego budynku PFC. Mimo upływu lat, nadal jest najnowocześniejszym biurowcem w Poznaniu. To dlatego, że przy jego budowie nie trzeba było oszczędzać praktycznie na niczym.
Ale jest jeszcze trzeci budynek.
ABC był budowany w bardzo trudnych czasach. Ten budynek tworzy takie podium. Ten budynek ma piękną iluminację, która przez oszczędności raczej jest wygaszona. On z kolei manifestuje taką sterylną, szklaną architekturę i to żyje, ale nie było możliwości zrobienia jeszcze większego wodotrysku, bo po prostu nie było pieniędzy.
Teraz powstaje Silver.
I nagle przyszedł covid. To, że inwestor rusza teraz z budową, jest wyrazem optymizmu i walki z rzeczywistością. Pokażemy, że jednak można, choć tu wszystko było, czy nawet jest, przeciwko nam. Świat nie będzie stał w miejscu, będzie się rozwijał i ta przestrzeń będzie kiedyś potrzebna. Niemniej sytuacja też ma wpływ na architekturę, na budżet, na możliwe rozwiązania, na koszt wykonania metra kwadratowego fasady. Mam nadzieję, że będzie fajnie. Zanim jednak zobaczymy jego ostateczny kształt, to i tak powstanie około 5 tysięcy rysunków.
Nie obrażają się Państwo za zmiany w projektach?
Obrażanie się jest wielkim luksusem. Oczywiście staramy się przekonywać inwestorów do swoich pomysłów, ale pamiętamy, że pracujemy dla dewelopera, który pozwala nam realizować projekty. Bez niego rysowalibyśmy do szuflady. Musimy więc zachować balans. Szukamy kompromisów, ale mamy szczęście, bo przy różnych budowach czujemy szacunek ze strony inwestora. Oczywiście są granice, których nie pozwolę przekroczyć ze względów bezpieczeństwa. Czasem zdarzają się takie sytuacje, za które my już nie odpowiadamy. W zaprojektowanej przez nas Galerii Malta wykonawca zmienił parking. W naszym projekcie były krótsze rampy, dzięki czemu można wygodniej jeździć.
Czy Państwa projekty znajdziemy też w innych miastach?
Pewnie. Budujemy nad morzem, budowaliśmy w całej Polsce, ale sercem jesteśmy w Poznaniu.