Zegarmistrz
05.01.2024 09:23:28
Niewielkie pomieszczenie, a w nim dziesiątki przeróżnych tykających zegarów. Tutaj jeszcze bardziej odczuwa się uciekający czas. Dosłownie słychać, jak znikają kolejne sekundy, minuty, godziny. - Ja tego nie słyszę – śmieje się Piotr Mikołajczak, który od ponad 55 lat naprawia zegary. – Czasem mam problem ze sprawdzeniem, czy naprawiony zegar wybił godzinę, czy to może był któryś inny. Czas mija, nawet wtedy, kiedy nie słychać tykania.
TEKST: Elżbieta Podolska
ZDJĘCIA: Agata Jesse Obiektywnie
Na początku ludzie określali czas na podstawie pozycji słońca i cykliczności kalendarza oraz pór roku. Pierwsze mechanizmy mierzące czas pojawiły się 2-3 tys. lat przed naszą erą. Pierwszym miernikiem czasu był gnomon. Był to pionowy słup, który bazował na cieniu rzucanym przez słońce. W ciągu dnia pełnił rolę dzisiejszych wskazówek. Pionierami w mierzeniu czasu byli Chińczycy.
Pierwszy szczegółowy opis mechanizmu zegarowego pojawił się w 1364 roku, a jego autorem był Giovanni da Dondi. W 1450 roku wynaleziono zegar z napędem sprężynowym, w 1510 roku Peter Henlein stworzył zegar kieszonkowy. 147 lat później powstał zegar wahadłowy.
Zegary dostał w genach
Pan Piotr pochodzi z zegarmistrzowskiej rodziny. W tym zawodzie pracowali rodzice, siostra, brat. Zaczął pracować w rodzinnym zakładzie, będąc jeszcze w szkole. Potem było wojsko, a kiedy wrócił, to nie wyobrażał sobie innego zajęcia. - Kolejnego pokolenia nie ma – mówi. – Córka nie poszła w moje ślady, wnuki są za małe. Nie ma też uczniów i nie wiem, czy będzie komu przekazać warsztat. Na razie nie zamierza przestać pracować. Ludzie co chwilę przerywają nam rozmowę, a to trzeba wymienić baterię, a to dobrać pasek, a to przyjąć zegar do naprawy. - Najstarszy zegar, który naprawiałem, miał ponad 300 lat, często też mam takie stulatki i trochę młodsze. Młodzi noszą zegarki elektroniczne, ale średnie pokolenie przywiązane jest wciąż do tradycyjnych. W domach ludzie też mają wiele kolekcji zegarków. Kochają ich tykanie i bicie – dodaje.
Zegarmistrz jest jak lekarz
Budziki, wielkie stojące zegary typu dziad i baba, kominkowe, wiszące, na rękę… do każdego z nich jest ktoś przywiązany, komu zależy, by znowu zaczął prawidłowo odmierzać czas.
Niektóre dają się naprawić w ciągu kilku minut, inne wymagają wielu godzin żmudnej pracy – opowiada pan Piotr. – Trzeba je rozebrać do ostatniej śrubki, umyć, poskładać, uszkodzone części wymienić. Wielu firm produkujących zegary i zegarki już nie ma, w związku z tym nie można kupić części zamiennych. Ja mam jeszcze zapasy, o, w tych szufladach, w szafce, ale nie mam czasu ich poukładać, skatalogować. Cały czas muszę czegoś tutaj szukać, ale jak udaje się naprawić, to znaczy, że było warto. Przydaliby się uczniowie, ktoś, kto by pomógł, a może przejął po mnie schedę, ale praktycznie od lat 90. poprzedniego wieku ich nie ma.
Koziołki z ratuszowej wieży
Pan Piotr swój zakład założył w 1976 roku. Dostał wtedy pomieszczenie przy ulicy Woźnej, jak podkreśla – od ulicy, potem przeniósł się na Most Teatralny. Przez 15 lat opiekował się… poznańskimi koziołkami na ratuszowej wieży. – Prace nad rekonstrukcją zegara i koziołków podjęto w 1953 roku pod kierownictwem inż. Feliksa Kryłowicza, z udziałem zegarmistrza – jak można przeczytać na stronie Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków. Przy odtworzeniu zegara korzystano podobno z części uszkodzonego zegara z kolegium pojezuickiego. W 1955 roku ratusz z zegarami i koziołkami został uruchomiony. Wielokrotnie naprawiane służyły one do 1991 roku, w którym nastąpiła poważniejsza awaria. Korzystając z materialnego wsparcia p. Marcinkowskiego, podjęto się rekonstrukcji koziołków i poruszającego je mechanizmu. Prace te prowadził inż. dr Stefan Krajewski i zegarmistrz Piotr Mikołajczak opiekujący się tymi zegarami. 12.06.1993 roku koziołki ponownie uruchomiono.
Walka o nowe
– Często się wtedy zacinały, więc potem dzień w dzień przed dwunastą wchodziłem na wieżę, żeby dopilnować, czy odpowiednio się złożą i schowają. Bo wcześniej były takie przypadki, że mechanizm mający niezwykłą siłę chował je rozłożone, co powodowało spore zniszczenia. To ja walczyłem o to, by dostały nowy mechanizm. Groziłem wtedy, że przestanę o nie dbać. Trwało to długo i gdyby nie pan Marian Marcinkowski, namówiony przez żonę, nie sfinansował nowych, to w czasach przemian ustrojowych pewnie nie znalazłyby się na nie fundusze. Zostały zaprojektowane przez inżyniera Politechniki Poznańskiej i wykonane w uczelnianych warsztatach. Trudno wyobrazić sobie Poznań bez trykających się koziołków na wieży ratusza punktualnie o 12 w południe. Dzisiaj steruje nimi komputer, a my możemy je codziennie oglądać. Skomputeryzował je i opiekuje się nimi do dzisiaj syn inżyniera Stefana Krajewskiego.
Z kukułką
Pan Piotr to pasjonat. Dla niego każdy zegar wart jest naprawy i tego, by o niego zadbać.
– No może z wyjątkiem zegara z kukułką rosyjskiej produkcji, które kiedyś były w prawie każdym polskim domu – śmieje się. – Są praktycznie nie do naprawy. Mają tak słabe mechanizmy, że trudno je przywrócić do życia. Nie podejmuję się tego.
Pracuje nawet wtedy, kiedy zakład zegarmistrzowski jest zamknięty.
– Klienci, jak pani widzi, cały czas przychodzą i odrywają mnie od pracy. Dlatego zacząłem zabierać zegary do domu i tam naprawiać. Żona zaproponowała mi, żeby urządził sobie drugi warsztat w wolnym pokoju w domu. Pracuję tam w piątek, ale też często w sobotę i przyznaję się, że w niedzielę też zaglądam. Żona się nie gniewa, a ja mam dobrze, bo kawę mi zrobi.
Przywraca do życia
Mimo tykania mnóstwa zegarów czas u Pana Piotra zwalnia, zatrzymuje się, bo opowieści są fascynujące. Zagląda do niego mnóstwo pasjonatów, zresztą nie tylko zegarów, ale i Poznania. Wpadają sąsiedzi, żeby pogadać. To takie miejsce, gdzie interesująco spędza się czas. Można nawet pogłaskać pudło takiego ponad stuletniego zegara.
– Na stronach internetowych czy giełdach staroci można kupić stare zegary – mówi zegarmistrz. – Trzeba jednak pamiętać o tym, by mieć miejsce na ich postawienie. Nie jestem kolekcjonerem. Mam kilka, ale zbieranie nie jest moją pasją. Ja przywracam je do życia, by znowu mogły odmierzać czas.