Najnowszy numer SUKCESU już dostępny 🌞 Sukces po poznańsku to najpopularniejszy magazyn lifestylowy o Poznaniu 🌞  

Organizator:

Całe życie z aikido

Podziel się

W życiu Andrzeja Matusiaka aikido, czyli japońska sztuka walki, pojawiło się dość spontanicznie i niespodziewanie. Z czasem młodzieńcza pasja stała się sposobem na życie i pomysłem na biznes. Matusiak Akademia Aikido funkcjonuje na rynku już 23 lata, działa w 17 lokalizacjach i zrzesza małych i dużych miłośników aktywności fizycznej. Jak do tego doszło?

ROZMAWIA: Martyna Pietrzak-Sikorska
ZDJĘCIE: Matusiak Akademia Aikido
[współpraca reklamowa]

 

Jak zaczęła się Pana przygoda z aikido?
Andrzej Matusiak: Od najmłodszych lat lubiłem sport. Trenowałem siatkówkę, piłkę nożną, jeździłem na rowerze. Aikido pojawiło się w moim życiu dość przypadkowo – tuż przed pójściem do szkoły średniej przeprowadziłem się z Lublina do Szczecina, na trening zabrał mnie kolega. Od razu bardzo mi się to spodobało: ta energia, ta dynamika. Z miejsca się w tym zakochałem i wiedziałem, że bardzo chcę tego spróbować. Zacząłem chodzić na treningi – na początku dwa razy w tygodniu, ale czułem, że to dla mnie za mało, więc zacząłem trenować codziennie, nawet po kilka godzin dziennie.

Kiedy poczuł Pan, że aikido to coś, co chce Pan robić w życiu?
Powiem szczerze, że… od dziecka marzyłem o tym, żeby być trenerem, nie mam pojęcia, skąd się to wzięło (śmiech). Na samym początku aikido było dla mnie po prostu hobby, czymś, co pozwalało mi oderwać się od codzienności. Złapałem jednak bakcyla, zauważył to mój nauczyciel, który zaczął „oddawać” mi swoje treningi. Po jakiś 4-5 latach zacząłem samodzielnie prowadzić treningi z dziećmi – spodobało się, zarówno mnie, jak i moim podopiecznym. Wtedy pomyślałem, że mógłbym to robić sam, na własnych zasadach. W głowie zakiełkowała myśl o swoim miejscu. Poznań był od dziecka moim ukochanym miastem, dlatego pomyślałem, że wyjadę i właśnie tam założę swoją szkołę. Pierwsza powstała w 2001 roku na Winogradach.

Hobby stało się sposobem na życie?
Dokładnie tak. To wszystko przyszło bardzo naturalnie, pasja przerodziła się w coś więcej. Działałem skrupulatnie, byłem zaangażowany. Pomysł chwycił, coraz więcej ludzi zaczęło interesować się aikido i przychodzić na treningi, akademia zaczęła się dynamicznie rozwijać. W tym momencie mamy 17 lokalizacji i ciągle popularyzujemy aikido, organizujemy seminaria i obozy. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że nie wyobrażam sobie mojego życia bez aikido.

Jakim jest Pan trenerem?
Aikido jest spokojne i harmonijne, a ja… jestem jego przeciwieństwem. Od zawsze mam w sobie ogromne zacięcie sportowe, dlatego treningi, które prowadzę, idą w kierunku pielęgnowania wszechstronnej sprawności. Prowadzę je szybko, dynamicznie, często zmieniam i miksuję techniki. Kiedy trenuje z dziećmi, ćwiczenia przeplatam z zabawami. Cenię tradycję aikido, ale zdecydowanie nie jestem konserwatywnym trenerem (śmiech).

To sztuka walki dla każdego?
Zdecydowanie. Aikido nie wywiera presji, nie musimy zastanawiać się, czy mamy do niego predyspozycje. Tę sztukę walki mogą ćwiczyć wszyscy. Jasne – większość naszych podopiecznych stanowią dzieci, ale dorośli też chętnie trenują aikido. Mamy grupy dla dzieci już od 4 lat, ale ćwiczą u nas osoby po 50. i po 60., które świetnie sobie radzą, ćwiczą w swoim tempie, nikt nie wywiera na nich presji.

W dzisiejszych zabieganych czasach jesteśmy permanentnie zagonieni i przebodźcowani. Czy aikido jest dobrym sposobem na utrzymanie work-life balance w życiu?
Oczywiście, że tak. Ja z racji wykonywanego zawodu każdemu będę polecał aikido, bo jest jednocześnie dynamiczne i spokojne, jest symetryczne i harmonijne, ale już tak wychodząc ze swojej bańki, powiem, że każda aktywność fizyczna przynosi dużo dobrego. Można miło spędzać czas, poznać fajnych ludzi, zmęczyć się. Paradoksalnie to zmęczenie, ten wysiłek fizyczny, bardzo pomaga odetchnąć w codziennej gonitwie.

Zdecydowanie ma Pan duszę sportowca. Czy to właśnie ona pozwala Panu stale rozwijać akademię?
Myślę, że tak, choć oczywiście rozwój akademii nie byłby możliwy bez ludzi, których spotkałem na swojej drodze, czyli bez moich współpracowników i uczniów, którzy dziś prowadzą zajęcia z naszymi podopiecznymi. Moją ideą jest to, żeby zajęcia z dziećmi prowadzili młodzi ludzie, bo oni mają z nimi lepszy kontakt, potrafią zbudować z nimi relację, są bardziej w ich świecie. To dzięki ich kompetencjom, podejściu do życia i życzliwości stale idziemy naprzód.

Jest Pan trenerem z ponad 20-letnim doświadczeniem. Co działa na Pana motywująco?
Inspiracji i motywacji szukam na zewnątrz, staram się być uważny i otwarty na to, co dzieje się dookoła. Uwielbiam rozmawiać z trenerami innych dyscyplin – to bardzo mnie rozwija i pozwala otworzyć się na nowe rzeczy. Słucham, patrzę, pytam – to buduje mój warsztat trenerski i pozwala spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy. Takie wyjście ze swojej bańki świetnie na mnie działa.

Za co Pan kocha swoją pracę?
Za spotkania ze wspaniałymi, różnorodnymi ludźmi. To ogromny przywilej.